Chodzą w starych dżinsach, skórzanych kurtkach, zwykłych koszulkach,
obowiązkowo \v trampkach. Kiedyś nosili jeszcze cienkie krawaty, ale
dziś są już niemodne i nieobowiązkowe w tzw. nowojorskim looku. W ręku
nieodłączna butelka piwa. Regularnie całują się w usta i obejmują. Tych
pięciu nieokrzesanych - sądząc na przykład po fryzurach - młodziaków
(dwadzieścia z niewielkim okładem) rządzi dzisiejszą muzyką. Przykład?
Pięć różnych okładek amerykańskiego "Spin", każda z innym muzykiem
zespołu, w uznaniu zasług oraz za ujmujące osobowości całej piątki,
niespotykane od czasów Guns N'Roses.
No to po kolei.
Julian "The Coolest Man In America" Casablancas.
Najstarszy w zespole. Koledzy mówią o nim, że jest kapitanem na statku a
nazwie The Strokes i natychmiast dodają, że bez swojej załogi nie dałby
sobie rady. Jest autorem większości piosenek. Bardzo ambitny, zarządza
próby nawet w dni wolne od wszelakich aktywności. Urodził się na
Manhattanie, tata - Hiszpan, to słynny John Casablancas założyciel
równie słynnej agencji modelek Elite. Mamie - Dunce -wystarczyło bycie
adorowaną przez wszystkich modelką. Casablancas jr. niechętnie wspomina o
ojcu, który opuścił rodzinę, gdy Julian miał 7 lat. Za prawdziwego tatę
uważa swojego ojczyma i jest mu dozgonnie wdzięczny za to, że
przedstawił go Bobowi Marleyowi. Jako przedstawiciela elity wysłano go
na nauki do L'lnstitut Le Rosey w Szwajcarii, gdzie poznał
dwunastoletniego
Alberta Hammonda Juniora. Polubili się, bo nie nasił spodni od Versace.
Albert również ma genetyczną skazę. Jego ojciec, też
Albert, był autorem takich przebojów minionych dekad jak
It Never Rains In Southern California czy
Down By The River.
Urodził się w Los Angeles, tata jest Brytyjczykiem, mama ma korzenie
peruwiańsko-argcntyńsko-australijskic. Jak sam twierdzi, muzykę ma we
krwi. I tylko z przekory chciał zostać filmowcem. To właśnie studia
rzuciły go do Nowego Jorku, gdzie osiadł na stałe w 1998 roku. I
natychmiast skierował swoje kroki do Juliana. Zamieszkali razem [w
kuchni były tylko butelki z piwem i słoik masła orzechowego, a za cały
wystrój robiła jedna kanapa]. Albert: Zupełnie do siebie nie
pasowaliśmy. On jest strasznym bałaganiarzem, ja jestem poukładany. Ale
żyło nam się świetnie, często spaliśmy na jednym łóżku, co zmieniło się
dopiero wtedy, gdy znalazł sobie dziewczynę.
Rodowitym nowojorczykiem (choć jego rodzi
ce są Francuzami, a mama może poszczycić się rosyjskimi korzeniami) jest za to
Nikolai Fraiture,
najgrzeczniejszy, najspokojniejszy ze Strokesów. Poznał Juliana jako
pięciolatek, obaj chodzili do tej samej elitarnej francuskiej
podstawówki. Zaprzyjaźnili się. Wszelkie inicjacje przeszliśmy razem.
Pierwszy papieros, pierwszy drink. Gdy Casablancas wrócił ze Szwajcarii,
bo nie mógł znieść obowiązkowego joggingu o szóstej rano, odnowił
kontakty z kumplem. Z którym oprócz wspomnień łączyło go uwielbienie dla
twórczości Marleya. Obowiązkową muzyczną edukację Nikolai zawdzięczał
starszemu bratu.
Nie inaczej było u
Fabrizio Morettiego. Jego starszyzna katowała
Velvet Underground i
Jane's Addiction.
Fab urodził się w Rio de Janeiro, jego mama jest Włoszką, tata pochodzi
z Brazylii, ale już jako trzylatek zamieszkał w Nowym Jorku. Jest
bardzo związany z rodziną, jeszcze po sukcesie
Is This It mieszkał z mamą. Teraz wszystko się zmieniło, jest chłopcem słynnej
Drew Barrymore
i bardzo przeżywa nieustanne zainteresowanie parszywych brukowców. Fab
pierwszy kontakt z, muzyką zawdzięcza ojcu, który grywał na statkach
wycieczkowych (co ponoć jest bardzo intratnym zajęciem) i zawsze
pozwalał pobawić się instrumentami. Nic dziwnego, że Fab zaczął grać na
perkusji jako pięciolatek. Jest najlepszą partią w The Strokes (tzn.
teraz partią zajętą), nie dość, że kocha mamę i tatę, to jeszcze me
wyobraża sobie przelotnych związków i to on może się pochwalić
najdłuższym stażem w zespole (ten zaszczytny rekord wynosi aż trzy
lata).
Najmniej wiadomo o najładniejszym (w powszechnej opinii) ze Strokesów,
Nicku Valensim.
Urodził się w Nowym Jorku, jego taca pochodzi z Tunezji, a mama z
Francji, jest przyjacielem Juliana jeszcze z czasów szkolnych. Wiadomo,
że lubi blondynki i że mocno odchorował, gdy jego dziewczyna rzuciła go
dla muzyka Weezer. Szczyci się nienagannymi manierami i jest bardzo
zaangażowany w The Strokes. Mam wszystko gdzieś. Nie obchodzi mnie nic'
poza tymi czterema chłopakami, mamą, siostrami i moją muzyką.
Ta muzyka zaczęła powstawać w 1998 roku, kiedy Julian - wokalista. Nick -
gitarzysta i Fab za perkusją, rozpoczęli pierwsze poważne próby.
Casablancas miał już szkice kompozycji, pisać piosenki uczył się, grając
numery z
Nevermind Nirvany.
Jednak dopiero przybycie
dawno nie widzianych kolegów - Alberta (gitarzysty) i Nikolaia (basisty)
pozwoliło na poważnie myśleć o zespole. Od września 1998 nie odnotowuje
się żadnych zmian w składzie The Strokes. Była za to zmiana nazwy.
Początkowo nazywali się
The Niros, ale nie wszyscy to
akceptowali. Pierwszą nazwą, która została przyjęta chóralnym "yeah yeah
yeah!" (jak pamiętamy, nowojorczycy robią to trzy razy) była właśnie
"The Strokes".
Choć pierwszy występ Strokesów miał miejsce 14 września 1999 roku w
nowojorskim klubie Spiral, warto odnotować, że trio Julian, Nick, Fab
zadebiutowało już trzy lata wcześniej. Wystąpili na przyjęciu
urodzinowym urządzonym dla siostry Nicka, pokazali się piętnastu
nieletnim koleżan
kom. Wracając do Spiral - wystąpili dla sześciu osób. Zanim doszło do
tego historycznego wydarzenia, pół roku przesiedzieli na podziemnych
próbach. Opłaciło się, wkrótce po scenicznym debiucie znaleźli
koncertową przystań, rezydowali w Mercury Lounge, klubie na jakieś 300
osób. W środowe wieczory, gdy grali, odwiedzających było trochę mniej,
ale znalazł się wśród nich
Ryan Gentles, który zawodowo zajmował
się wyszukiwaniem młodych talentów. No i znalazł diament.
Zachwycony tym co usłyszał, poprosił o więcej. Gdy dostał trzyutworowe
demo, oniemiał. Zdołał jedynie zadzwonić i poprosić, by nic nic
zmieniali, a on się już wszystkim zajmie. Tej arcyważnej rozmowy
dokonał, pokonując londyńskie korki. Gdy tylko wysiadł z samochodu,
pobiegł do
Geoffa Travisa, szefa wytwórni
Rough Trade.
Ten popisał się refleksem i natychmiast przygarnął debiutantów. Trzy
utwory w niezmienionej wersji wydano (tylko w Wielkiej Brytanii) jako
pierwsze EP zespołu,
The Modern Age (
The Modern Age, Just Nile, Barely Legal).
Był styczeń 2001. Miesiąc później mówiło się o tej płytce w jeden
sposób: dzieło geniuszu. Te trzy piosenki nagrane w piwnicy na Fast Side
być może nie miałyby w sobie tyle mocy, by zdziałać cuda, gdyby nic
jeden człowiek, może najważniejszy w historii zespołu, niejaki
JP Bowersock.
Ich nauczyciel. U niego przesiadywali długie godziny, szlifowali
kompozycje (Casablancas) i uczyli się gry na gitarze (Albert i Nick). Za
to, ze zawsze miał dla nich czas i nigdy w nich nie zwątpił,
utytułowali go "guru" i poświęcili miejsce we wkładce debiutanckiej
płyty.
Po zachwytach nad rewolucyjnym brzmieniem i powrotem do najlepszych
tradycji nowojorskiej sceny przyszedł czas próby. Wspólna trasa z
The Moldy Peaches okazała się niewypałem, grali źle. Był to na szczęście chwilowy spadek formy, odrodzili się za sprawą drugiego EP,
Hard To Explain
(lipiec 2001), zapowiadającego debiutancką płytę. O tym, ze było na nią
spore zapotrzebowanie, najlepiej świadczyła pozycja singla na
brytyjskiej liście - wskoczyli na miejsce 16. Wtedy zaczęła się
prawdziwa gorączka. Ładni i wyjątkowo medialni chłopcy byli wszędzie,
choć pokazali światu tylko kilka piosenek. Wytwórnia wymyśliła, że
będzie dawkować napięcie. Najbardziej oczekiwany debiut roku najpierw
ukazał się w... Australii (lipiec 2001).
Nad
Is This It mieli pracować ze współpracownikiem
The Pixies, Gilem Nortonem, ale nie udało się znaleźć wspólnej częstotliwości. Ostatecznie stanęło na
Gordonie Raphaelu, producencie z dwudziestoletnim stażem, kiedyś klawiszowcem
The Psychedelic Furs,
zaprawionym w bojach, bo razem pracowali nad The Modern Age
EP. Nagrywali w jego studiu, a faktycznie w piwnicy na Manhattanie
(konkretna lokalizacja -Avenue A, wystrój najsłynniejszej nowojorskiej
piwnicy - kilka punktowych świateł i wielka, pluszowa, czerwona kanapa).
Spędzili tam trzydzieści dni. Nieważne, czy z gotowego dzieła
zadowoleni byli muzycy. Ważne, że o 4 rano do Casablancasa zadzwonił
rozentuzjazmowany szef RCA drąc się do słuchawki, jak cholernie mu się
płyta podoba (choć jest też druga wersja zdarzeń, że ten szaleńczy
wyczyn zdarzył mu się dopiero przy okazji
Room On Fire).
Sporo kontrowersji wzbudziła okładka Is This It. Ula przypomnienia
-najzgrabniejsza część kobiecego ciała podtrzymywana rączką w skórzanej
rękawiczce. Słynne zdjęcie dostali od Colina Lane'a, fotografa, który
robił im zdjęcia portretowe. I mimo iż pupcia należy do jego dziewczyny,
nie miał żadnych oporów (może nie uświadamiał sobie, że płyta trafi do
dwóch milionów nabywców). Opory mieli za to sprzedawcy w dużych
europejskich sieciach handlowych i Amerykanie. W Stanach Is This It
ukazała się z zupełnie inną okładką.
Ale zanim płyta ukazała się w Stanach, pojawiła się w Europie (sierpień
2001). I co? Szaleństwo, numer 2 na brytyjskiej liście, pięć gwiazd od
"Q", entuzjazm ogólnonarodowy, który zdarza się tylko wtedy, gdy pojawia
się Nowe. Tak jest. Dzięki Strokesom zaczęła się nowa rockowa
rewolucja. Czyli granie zakorzenione w punku i nowej fali wzbogacone
wszystkim, co poprzednie pokolenia
zostawiły w spadku (w przypadku Strokes będą to wpływy przede wszystkim
Marleya i
The Cure,
tak przynajmniej uważa Casablancas). Nowa rockowa rewolucja znaczy
jeszcze coś - mnóstwo świetnie wyglądających gitarowych zespołów.
Których zdesperowani łowcy talentów zaczęli nałogowo szukać po
nowojorskich piwnicach. Ale pamiętajcie, to The Strokes byli pierwsi.
Stany Zjednoczone zgodnie z biznes planem miały być ostatnie. Data była
ustalona na 25. września. Ale wcześniej przydarzył się 11 września, co
zmusiło wytwórnię do przesunięcia premiery na październik. Poszło o
piosenkę
New York City Cops, która zawierała wyjątkowo
kontrowersyjny w zastanych okolicznościach wers: New York City cops/They
ain't too smart. Strokes nie oponowali i tak amerykańska wersja płyty
ma egzotyczny rarytas - piosenkę
When It Started. W ojczyźnie
płyta dotarła tylko do 33 miejsca, mimo równie entuzjastycznych opinii:
Ta muzyka nie pozostawia żadnych wątpliwości. Niczego bardziej radosnego
i intensywnego nie usłyszycie w tym roku. ("Rolling Stone"). I choć
masowych przebojów nie było ani z
Last Nile, ani z
Someday,
to ogólne wrażenie, jakie zostawili po sobie Strokes! parę miesięcy po
debiucie, było jedno - to był ich rok. Zresztą, wystarczy spojrzeć:
sprzedane dwa miliony Is This It, Najlepszy Zespół Roku ("Spin"), Debiut
Roku, Zespół Roku, Płyta Roku ("New Musical Express") i Brit Award dla
Najlepszego Zagranicznego Debiutanta. Lepiej być nie mogło.
Tajemnicę sukcesu The Strokes Albert tłumaczy krótko: Potrafimy łączyć
agresję z pięknymi melodiami. Czego nie można im odmówić, ale czemu
stali się fenomenem kulturowym? Czy to przez ich słynny nowojorski look?
Jeśli tak, to jest to dzieło więcej niż przypadku. Bo oni nie znoszą
się stroić. Casablancas zupełnie nie przejmuje się swoim wyglądem.
Reporter "Rolling Stone'a" chodził za nim tydzień. Julian codziennie
paradował w tym samym ubraniu! Jeśli jeszcze dodam, że na pierwsze
koncerty musiał się przebierać, bo koledzy z zespołu nie chcieli
beznadziejnie wyglądającego frontmana... Historia jego trenderskiego
wizerunku tkwi właśnie w początkach kariery. Przebrany Julian czuł się
co najmniej dziwnie, w końcu Nick poradził mu, by ubierał się tak cały
czas, to się może przyzwyczai. Ot, i cała tajemnica Najlepiej
Wyglądającego Wokalisty Świata. Od traumatycznych początków musiał
nabrać ogłady, bo dziś ich związki ze światem mody są bardzo silne. Nie
tylko dzięki modelkom, z którymi się prowadzają. To ich piosenki
królowały na wybiegach nowojorskiego tygodnia mody we wrześniu 2001,
można je było też słyszeć w Mediolanie i Paryżu, a o The Strokes
napisało nawet "Elle".
To, że stali się "trendy" jest bezsprzeczne. Dowody? Słynni fani - James
Dean Bradfield (Manic Street Preachers), Thorn Yorke (Radiohead),
Kate Moss (wiadomo), oraz Courtney Love, która napisała nawet piosenkę o
wszystko mówiącym tytule:
But Julian, I'm a Little Older Than You.
Miliony ankiet w dziewczęcych pismach w stylu: z którym Strokesem masz
najwięcej wspólnego (nie przyznam się, jaka słabość łączy mnie z
Julianem), news dnia, gdy Casablancas stłucze kolano, news tygodnia, gdy
Fab oświadcza się Drew i tak dalej... Płyta "w hołdzie" czyli wydana w
kwietniu 2003
This Isn't It anonimowego zespołu
Different Strokes
(plotkowano, że stoi za tym Damon Albarn). No i zawiść, zawiść, zawiść.
Nie łudźcie się. Nie ma czegoś takiego jak kochająca się, wspierająca
nawzajem nowojorska scena. Kiedy zaczynaliśmy, nic takiego nic było.
Więc pomyśleliśmy, ze fajnie byloby się tym zająć. Ale szybko
straciliśmy złudzenia. Zbyt dużo zazdrości, by swobodnie pić.
Ci wszyscy źli ludzie czekali, czy Strokes wytrzymają presję, poradzą
sobie z "syndromem drugiej płyty". Casablancas nigdy nie krył, jak
bardzo mu zależy na pozytywnej reakcji na jego muzykę i że porażki by
najprawdopodobniej nie zniósł. Oto jego filozofia: Jesteśmy normalnymi
ludźmi, niezbyt poważnymi artystami, ale do tego, co robimy, podchodzimy
zupełnie serio. Zawsze myśli, ze to co zrobiłem, jest do niczego, bo
wierzę, że ,gdy artysta jest zadowolony, to sygnał, że właśnie spieprzył
sprawę. I jako poważni artyści, przyłożyli się do pracy. Pierwsze nowe
piosenki ogrywali w Japonii, ale prawdę o zespole i brzmieniowych
innowacjach miała dać dopiero płyta. Której o mały włos nie nagrywali z
producentem równie słynnym jak oni,
Nigelem Godrichem (tym
od Radiohead, Travis i Becka). Ale na drodze stanęły tzw. "różnice
artystycz-ne"(chodziło o to, że dwie doby walczyli o pięć takich, a nie
innych uderzeń perkusji). Skruszeni powrócili do Gordona Raphaela.
Miłosiernie ich przyjął. Tym razem nie do piwnicy, a profesjonalnego
studia. Przesiedzieli tam trzy miesiące.
Pierwsze wiadomości były zatrważające. Że płyta będzie hołdem dla
Thrillera Michaela
Jacksona, bo słuchają tych piosenek bez przerwy. Potem wypaplali, że gitary w
Automatic Stop są żywcem ściągnięte z
Girls Just Wanna Have Fun Cyndil Lauper, że bas to stuprocentowe
The Cure, a
The End Has No End to ich
Sweet Child 0' Mine Guns N' Roses.
Na szczęście były też optymistyczne pogłoski, że Nick tak harcowal z
gitarą, że rozwalił dwa wzmacniacze, a w końcu Albert wypaplał, że te
piosenki są przyszłością rock'n'rolla. Wreszcie, złożone w całość
zatytułowaną
Room On Fire, ukazały się w listopadzie 2003.
I nici z syndromu drugiej płyty, znów są na szczycie. No, prawie. W
Wielkiej Brytanii numer 2, w Stanach wielki postęp - numer 4. I znów
znakomite recenzje. "Q" maks i recenzja numeru, "New Musical Express" 9
na 10 możliwych (a wcześniej urządzili bezczelną ankietę: czy warto
czekać na nową płytę The Strokes), i jeden cytat: Ta płyta jest
wszystkim, czym znakomity drugi album być powinien ("Q"). Wszyscy ci,
którzy marudzili, mają pewnie więcej niż 30 lat, a dla nich ten zespól
podobno grać nie chce.
Zaraz po wydaniu płyty wyruszyli na trasę koncertową. Najpierw rodzinne
strony. I pierwsza afera. Casablancas trochę przesadził z ilością
spożytego trunku i niekoniecznie śpiewał to, co mu zespół grał. Wściekły
Nick przerwał koncert i zszedł ze sceny. Po pół godzinie bolesnych
negocjacji wrócili. Konflikt został zażegnany. Swoją drogą, z używkami w
tym zespole to jest dziwna historia. Jak zapytacie Nicka o prochy, co
może nawet skończyć wy
wiad. Z drugiej strony Casablancas mówi, że przyjaźń z herą to jak
związek z terrorystą. Ale patrząc na to jeszcze inaczej, przyjęli już
dawno temu zasadę, że albo biorą wszyscy, albo nikt. Każda inna opcja
rozwala zespół. Podobnie jak dziewczyny w trasie - absolutny zakaz. Ale
tych własnych, bo inne... Jakby co, ja nic nie wiem. Wracając do tego,
co najbardziej interesuje na trasie, czyli koncertów - brytyjskie
sprzedali w kilka minut, trzeba było organizować kolejne. A podczas
występów... Szał. Jeden z nich musieli przerwać na kilka minut, bo była
obawa, że pierwsze rzędy (te najbardziej piszczące i seksowne) się
pozabijają. Właśnie. Dziewczyny! Jak już przyjdzie co do czego,
pamiętajcie, oni nie znoszą panienek, które kręcą się koło nich, bo są
słynnym zespołem. Wtedy przegrywają nawet najpiękniejsze, wiem z pewnego
źródła. Lepiej postawić na relacje koleżeńskie, wtedy, jak podają
świadkowie, Julian spędza z dziewczyna całą noc, choć z nią nie sypia.
Bo po co im dziewczyny? Cała piątka wyznaje zasadę, że najważniejszy
jest zespół i ich przyjaźń. Stąd te namiętne całusy, stąd załamanie
nerwowe Juliana przed premierą Room On Fire (ale już jest OK).
Dziś są w takim miejscu swojej kariery, że cały muzyczny świat - media i
fani, zdaje się mieć w najgłębszym poważaniu to, czy są bardzo
autentyczni, czy tylko trochę, czy coś zawdzięczają bogatym rodzicom,
czy wszystko sobie, czy pierwszą okładkę dostali za śliczne buzie, czy
za piosenki. Od trzech lat muszą walczyć z tym piekiełkiem zawiści. A
cóż oni winni? Pretensje o to, że ta urocza piątka gra znakomite papowe
kawałki podlane sosem miłości, nienawiści, pożądania i przeszywającego
bólu niezrozumienia (to z "New Musical Express") można mieć wyłącznie do
Stwórcy. Że łaską geniuszu obdzielił piątkę z nowojorskiej piwnicy na
East Side.
Single |
Tytuł |
Wykonawca | Data wydania |
UK |
US |
Wytwórnia
[UK] |
Komentarz |
Modern age/Last night/Barely legal | Strokes | 01.2001 | 68[17] | - | Rough Trade RTRADES 010 | [written by Julian Casablancas][produced by The Strokes] |
Hard to explain/New York City Cops | Strokes | 06.2001 | 16[8] | 27[20].Hot 100 Singles Sales | Rough Trade RTRADES 023 | [written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael] |
Last nite/When it started | Strokes | 11.2001 | 14[12] | - | Rough Trade RTRADES 041 | [written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael] |
Someday | Strokes | 10.2002 | 27[2] | - | Rough Trade RTRADES 063 | [written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael] |
12:51:00 | Strokes | 10.2003 | 7[12] | - | Rough Trade RTRADES 140 | [written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael] |
Reptilia | Strokes | 02.2004 | 17[6] | - | Rough Trade RTRADES 150 | [written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael] |
The end has no end | Strokes | 11.2004 | 27[2] | - | Rough Trade RTRADES 205 | [written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael] |
Juicebox/Hawaii | Strokes | 12.2005 | 5[17] | 98[1] | Rough Trade RTRADSCD 282 | [written by Julian Casablancas][produced by David Kahne] |
Heart in cage/I'll Try Anything Once | Strokes | 03.2006 | 25[7] | - | Rough Trade RTRADS 305 | [written by Julian Casablancas][produced by David Kahne] |
Under Cover of Darkness | Strokes | 04.2011 | 47[8] | - | Rough Trade RTRADS 621 | [written by The Strokes][produced by Gus Oberg/The Strokes/Joe Chiccarelli] |
Albumy
|
Tytuł |
Wykonawca | Data wydania |
UK |
US |
Wytwórnia
[UK] |
Komentarz |
Is this it | Strokes | 09.2001 | 2[128] | 33[58] | Rough Trade RTRADECD 030 | [gold-UK][produced by Gordon Raphael] |
Room on fire | Strokes | 11.2003 | 2[41] | 4[13] | Rough Trade RTRADELP 130 | [gold-UK][produced by Gordon Raphael] |
First Impressions Of Earth | Strokes | 01.2006 | 1[1][19] | 4[10] | Rough Trade RTRADELP 330 | [gold-UK][produced by David Kahne/Gordon Raphael] |
Angles | Strokes | 04.2011 | 3[23] | 4[11] | Rough Trade RTRADELP 330 | [gold-UK][produced by Gus Oberg/The Strokes/Joe Chiccarelli] |