Web Analytics Z archiwum...rocka : Strokes

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Strokes

Chodzą w starych dżinsach, skórzanych kurtkach, zwykłych koszulkach, obowiązkowo \v trampkach. Kiedyś nosili jeszcze cienkie krawaty, ale dziś są już niemodne i nieobowiązkowe w tzw. nowojorskim looku. W ręku nieodłączna butelka piwa. Regularnie całują się w usta i obejmują. Tych pięciu nieokrzesanych - sądząc na przykład po fryzurach - młodziaków (dwadzieścia z niewielkim okładem) rządzi dzisiejszą muzyką. Przykład? Pięć różnych okładek amerykańskiego "Spin", każda z innym muzykiem zespołu, w uznaniu zasług oraz za ujmujące osobowości całej piątki, niespotykane od czasów Guns N'Roses. No to po kolei. Julian "The Coolest Man In America" Casablancas. Najstarszy w zespole. Koledzy mówią o nim, że jest kapitanem na statku a nazwie The Strokes i natychmiast dodają, że bez swojej załogi nie dałby sobie rady. Jest autorem większości piosenek. Bardzo ambitny, zarządza próby nawet w dni wolne od wszelakich aktywności. Urodził się na Manhattanie, tata - Hiszpan, to słynny John Casablancas założyciel równie słynnej agencji modelek Elite. Mamie - Dunce -wystarczyło bycie adorowaną przez wszystkich modelką. Casablancas jr. niechętnie wspomina o ojcu, który opuścił rodzinę, gdy Julian miał 7 lat. Za prawdziwego tatę uważa swojego ojczyma i jest mu dozgonnie wdzięczny za to, że przedstawił go Bobowi Marleyowi. Jako przedstawiciela elity wysłano go na nauki do L'lnstitut Le Rosey w Szwajcarii, gdzie poznał dwunastoletniego Alberta Hammonda Juniora. Polubili się, bo nie nasił spodni od Versace.
Albert również ma genetyczną skazę. Jego ojciec, też Albert, był autorem takich przebojów minionych dekad jak It Never Rains In Southern California czy Down By The River. Urodził się w Los Angeles, tata jest Brytyjczykiem, mama ma korzenie peruwiańsko-argcntyńsko-australijskic. Jak sam twierdzi, muzykę ma we krwi. I tylko z przekory chciał zostać filmowcem. To właśnie studia rzuciły go do Nowego Jorku, gdzie osiadł na stałe w 1998 roku. I natychmiast skierował swoje kroki do Juliana. Zamieszkali razem [w kuchni były tylko butelki z piwem i słoik masła orzechowego, a za cały wystrój robiła jedna kanapa]. Albert: Zupełnie do siebie nie pasowaliśmy. On jest strasznym bałaganiarzem, ja jestem poukładany. Ale żyło nam się świetnie, często spaliśmy na jednym łóżku, co zmieniło się dopiero wtedy, gdy znalazł sobie dziewczynę.
Rodowitym nowojorczykiem (choć jego rodzi ce są Francuzami, a mama może poszczycić się rosyjskimi korzeniami) jest za to Nikolai Fraiture, najgrzeczniejszy, najspokojniejszy ze Strokesów. Poznał Juliana jako pięciolatek, obaj chodzili do tej samej elitarnej francuskiej podstawówki. Zaprzyjaźnili się. Wszelkie inicjacje przeszliśmy razem. Pierwszy papieros, pierwszy drink. Gdy Casablancas wrócił ze Szwajcarii, bo nie mógł znieść obowiązkowego joggingu o szóstej rano, odnowił kontakty z kumplem. Z którym oprócz wspomnień łączyło go uwielbienie dla twórczości Marleya. Obowiązkową muzyczną edukację Nikolai zawdzięczał starszemu bratu.
Nie inaczej było u Fabrizio Morettiego. Jego starszyzna katowała Velvet Underground i Jane's Addiction. Fab urodził się w Rio de Janeiro, jego mama jest Włoszką, tata pochodzi z Brazylii, ale już jako trzylatek zamieszkał w Nowym Jorku. Jest bardzo związany z rodziną, jeszcze po sukcesie Is This It mieszkał z mamą. Teraz wszystko się zmieniło, jest chłopcem słynnej Drew Barrymore i bardzo przeżywa nieustanne zainteresowanie parszywych brukowców. Fab pierwszy kontakt z, muzyką zawdzięcza ojcu, który grywał na statkach wycieczkowych (co ponoć jest bardzo intratnym zajęciem) i zawsze pozwalał pobawić się instrumentami. Nic dziwnego, że Fab zaczął grać na perkusji jako pięciolatek. Jest najlepszą partią w The Strokes (tzn. teraz partią zajętą), nie dość, że kocha mamę i tatę, to jeszcze me wyobraża sobie przelotnych związków i to on może się pochwalić najdłuższym stażem w zespole (ten zaszczytny rekord wynosi aż trzy lata).
Najmniej wiadomo o najładniejszym (w powszechnej opinii) ze Strokesów, Nicku Valensim. Urodził się w Nowym Jorku, jego taca pochodzi z Tunezji, a mama z Francji, jest przyjacielem Juliana jeszcze z czasów szkolnych. Wiadomo, że lubi blondynki i że mocno odchorował, gdy jego dziewczyna rzuciła go dla muzyka Weezer. Szczyci się nienagannymi manierami i jest bardzo zaangażowany w The Strokes. Mam wszystko gdzieś. Nie obchodzi mnie nic' poza tymi czterema chłopakami, mamą, siostrami i moją muzyką.
Ta muzyka zaczęła powstawać w 1998 roku, kiedy Julian - wokalista. Nick - gitarzysta i Fab za perkusją, rozpoczęli pierwsze poważne próby. Casablancas miał już szkice kompozycji, pisać piosenki uczył się, grając numery z Nevermind Nirvany. Jednak dopiero przybycie dawno nie widzianych kolegów - Alberta (gitarzysty) i Nikolaia (basisty) pozwoliło na poważnie myśleć o zespole. Od września 1998 nie odnotowuje się żadnych zmian w składzie The Strokes. Była za to zmiana nazwy. Początkowo nazywali się The Niros, ale nie wszyscy to akceptowali. Pierwszą nazwą, która została przyjęta chóralnym "yeah yeah yeah!" (jak pamiętamy, nowojorczycy robią to trzy razy) była właśnie "The Strokes".
Choć pierwszy występ Strokesów miał miejsce 14 września 1999 roku w nowojorskim klubie Spiral, warto odnotować, że trio Julian, Nick, Fab zadebiutowało już trzy lata wcześniej. Wystąpili na przyjęciu urodzinowym urządzonym dla siostry Nicka, pokazali się piętnastu nieletnim koleżan kom. Wracając do Spiral - wystąpili dla sześciu osób. Zanim doszło do tego historycznego wydarzenia, pół roku przesiedzieli na podziemnych próbach. Opłaciło się, wkrótce po scenicznym debiucie znaleźli koncertową przystań, rezydowali w Mercury Lounge, klubie na jakieś 300 osób. W środowe wieczory, gdy grali, odwiedzających było trochę mniej, ale znalazł się wśród nich Ryan Gentles, który zawodowo zajmował się wyszukiwaniem młodych talentów. No i znalazł diament. Zachwycony tym co usłyszał, poprosił o więcej. Gdy dostał trzyutworowe demo, oniemiał. Zdołał jedynie zadzwonić i poprosić, by nic nic zmieniali, a on się już wszystkim zajmie. Tej arcyważnej rozmowy dokonał, pokonując londyńskie korki. Gdy tylko wysiadł z samochodu, pobiegł do Geoffa Travisa, szefa wytwórni Rough Trade. Ten popisał się refleksem i natychmiast przygarnął debiutantów. Trzy utwory w niezmienionej wersji wydano (tylko w Wielkiej Brytanii) jako pierwsze EP zespołu, The Modern Age (The Modern Age, Just Nile, Barely Legal).
Był styczeń 2001. Miesiąc później mówiło się o tej płytce w jeden sposób: dzieło geniuszu. Te trzy piosenki nagrane w piwnicy na Fast Side być może nie miałyby w sobie tyle mocy, by zdziałać cuda, gdyby nic jeden człowiek, może najważniejszy w historii zespołu, niejaki JP Bowersock. Ich nauczyciel. U niego przesiadywali długie godziny, szlifowali kompozycje (Casablancas) i uczyli się gry na gitarze (Albert i Nick). Za to, ze zawsze miał dla nich czas i nigdy w nich nie zwątpił, utytułowali go "guru" i poświęcili miejsce we wkładce debiutanckiej płyty.
Po zachwytach nad rewolucyjnym brzmieniem i powrotem do najlepszych tradycji nowojorskiej sceny przyszedł czas próby. Wspólna trasa z The Moldy Peaches okazała się niewypałem, grali źle. Był to na szczęście chwilowy spadek formy, odrodzili się za sprawą drugiego EP, Hard To Explain (lipiec 2001), zapowiadającego debiutancką płytę. O tym, ze było na nią spore zapotrzebowanie, najlepiej świadczyła pozycja singla na brytyjskiej liście - wskoczyli na miejsce 16. Wtedy zaczęła się prawdziwa gorączka. Ładni i wyjątkowo medialni chłopcy byli wszędzie, choć pokazali światu tylko kilka piosenek. Wytwórnia wymyśliła, że będzie dawkować napięcie. Najbardziej oczekiwany debiut roku najpierw ukazał się w... Australii (lipiec 2001).
Nad Is This It mieli pracować ze współpracownikiem The Pixies, Gilem Nortonem, ale nie udało się znaleźć wspólnej częstotliwości. Ostatecznie stanęło na Gordonie Raphaelu, producencie z dwudziestoletnim stażem, kiedyś klawiszowcem The Psychedelic Furs, zaprawionym w bojach, bo razem pracowali nad The Modern Age EP. Nagrywali w jego studiu, a faktycznie w piwnicy na Manhattanie (konkretna lokalizacja -Avenue A, wystrój najsłynniejszej nowojorskiej piwnicy - kilka punktowych świateł i wielka, pluszowa, czerwona kanapa). Spędzili tam trzydzieści dni. Nieważne, czy z gotowego dzieła zadowoleni byli muzycy. Ważne, że o 4 rano do Casablancasa zadzwonił rozentuzjazmowany szef RCA drąc się do słuchawki, jak cholernie mu się płyta podoba (choć jest też druga wersja zdarzeń, że ten szaleńczy wyczyn zdarzył mu się dopiero przy okazji Room On Fire). Sporo kontrowersji wzbudziła okładka Is This It. Ula przypomnienia -najzgrabniejsza część kobiecego ciała podtrzymywana rączką w skórzanej rękawiczce. Słynne zdjęcie dostali od Colina Lane'a, fotografa, który robił im zdjęcia portretowe. I mimo iż pupcia należy do jego dziewczyny, nie miał żadnych oporów (może nie uświadamiał sobie, że płyta trafi do dwóch milionów nabywców). Opory mieli za to sprzedawcy w dużych europejskich sieciach handlowych i Amerykanie. W Stanach Is This It ukazała się z zupełnie inną okładką.
Ale zanim płyta ukazała się w Stanach, pojawiła się w Europie (sierpień 2001). I co? Szaleństwo, numer 2 na brytyjskiej liście, pięć gwiazd od "Q", entuzjazm ogólnonarodowy, który zdarza się tylko wtedy, gdy pojawia się Nowe. Tak jest. Dzięki Strokesom zaczęła się nowa rockowa rewolucja. Czyli granie zakorzenione w punku i nowej fali wzbogacone wszystkim, co poprzednie pokolenia zostawiły w spadku (w przypadku Strokes będą to wpływy przede wszystkim Marleya i The Cure, tak przynajmniej uważa Casablancas). Nowa rockowa rewolucja znaczy jeszcze coś - mnóstwo świetnie wyglądających gitarowych zespołów. Których zdesperowani łowcy talentów zaczęli nałogowo szukać po nowojorskich piwnicach. Ale pamiętajcie, to The Strokes byli pierwsi.
Stany Zjednoczone zgodnie z biznes planem miały być ostatnie. Data była ustalona na 25. września. Ale wcześniej przydarzył się 11 września, co zmusiło wytwórnię do przesunięcia premiery na październik. Poszło o piosenkę New York City Cops, która zawierała wyjątkowo kontrowersyjny w zastanych okolicznościach wers: New York City cops/They ain't too smart. Strokes nie oponowali i tak amerykańska wersja płyty ma egzotyczny rarytas - piosenkę When It Started. W ojczyźnie płyta dotarła tylko do 33 miejsca, mimo równie entuzjastycznych opinii: Ta muzyka nie pozostawia żadnych wątpliwości. Niczego bardziej radosnego i intensywnego nie usłyszycie w tym roku. ("Rolling Stone"). I choć masowych przebojów nie było ani z Last Nile, ani z Someday, to ogólne wrażenie, jakie zostawili po sobie Strokes! parę miesięcy po debiucie, było jedno - to był ich rok. Zresztą, wystarczy spojrzeć: sprzedane dwa miliony Is This It, Najlepszy Zespół Roku ("Spin"), Debiut Roku, Zespół Roku, Płyta Roku ("New Musical Express") i Brit Award dla Najlepszego Zagranicznego Debiutanta. Lepiej być nie mogło.
Tajemnicę sukcesu The Strokes Albert tłumaczy krótko: Potrafimy łączyć agresję z pięknymi melodiami. Czego nie można im odmówić, ale czemu stali się fenomenem kulturowym? Czy to przez ich słynny nowojorski look? Jeśli tak, to jest to dzieło więcej niż przypadku. Bo oni nie znoszą się stroić. Casablancas zupełnie nie przejmuje się swoim wyglądem. Reporter "Rolling Stone'a" chodził za nim tydzień. Julian codziennie paradował w tym samym ubraniu! Jeśli jeszcze dodam, że na pierwsze koncerty musiał się przebierać, bo koledzy z zespołu nie chcieli beznadziejnie wyglądającego frontmana... Historia jego trenderskiego wizerunku tkwi właśnie w początkach kariery. Przebrany Julian czuł się co najmniej dziwnie, w końcu Nick poradził mu, by ubierał się tak cały czas, to się może przyzwyczai. Ot, i cała tajemnica Najlepiej Wyglądającego Wokalisty Świata. Od traumatycznych początków musiał nabrać ogłady, bo dziś ich związki ze światem mody są bardzo silne. Nie tylko dzięki modelkom, z którymi się prowadzają. To ich piosenki królowały na wybiegach nowojorskiego tygodnia mody we wrześniu 2001, można je było też słyszeć w Mediolanie i Paryżu, a o The Strokes napisało nawet "Elle".
To, że stali się "trendy" jest bezsprzeczne. Dowody? Słynni fani - James Dean Bradfield (Manic Street Preachers), Thorn Yorke (Radiohead), Kate Moss (wiadomo), oraz Courtney Love, która napisała nawet piosenkę o wszystko mówiącym tytule: But Julian, I'm a Little Older Than You. Miliony ankiet w dziewczęcych pismach w stylu: z którym Strokesem masz najwięcej wspólnego (nie przyznam się, jaka słabość łączy mnie z Julianem), news dnia, gdy Casablancas stłucze kolano, news tygodnia, gdy Fab oświadcza się Drew i tak dalej... Płyta "w hołdzie" czyli wydana w kwietniu 2003 This Isn't It anonimowego zespołu Different Strokes (plotkowano, że stoi za tym Damon Albarn). No i zawiść, zawiść, zawiść. Nie łudźcie się. Nie ma czegoś takiego jak kochająca się, wspierająca nawzajem nowojorska scena. Kiedy zaczynaliśmy, nic takiego nic było. Więc pomyśleliśmy, ze fajnie byloby się tym zająć. Ale szybko straciliśmy złudzenia. Zbyt dużo zazdrości, by swobodnie pić.
Ci wszyscy źli ludzie czekali, czy Strokes wytrzymają presję, poradzą sobie z "syndromem drugiej płyty". Casablancas nigdy nie krył, jak bardzo mu zależy na pozytywnej reakcji na jego muzykę i że porażki by najprawdopodobniej nie zniósł. Oto jego filozofia: Jesteśmy normalnymi ludźmi, niezbyt poważnymi artystami, ale do tego, co robimy, podchodzimy zupełnie serio. Zawsze myśli, ze to co zrobiłem, jest do niczego, bo wierzę, że ,gdy artysta jest zadowolony, to sygnał, że właśnie spieprzył sprawę. I jako poważni artyści, przyłożyli się do pracy. Pierwsze nowe piosenki ogrywali w Japonii, ale prawdę o zespole i brzmieniowych innowacjach miała dać dopiero płyta. Której o mały włos nie nagrywali z producentem równie słynnym jak oni, Nigelem Godrichem (tym od Radiohead, Travis i Becka). Ale na drodze stanęły tzw. "różnice artystycz-ne"(chodziło o to, że dwie doby walczyli o pięć takich, a nie innych uderzeń perkusji). Skruszeni powrócili do Gordona Raphaela. Miłosiernie ich przyjął. Tym razem nie do piwnicy, a profesjonalnego studia. Przesiedzieli tam trzy miesiące. Pierwsze wiadomości były zatrważające. Że płyta będzie hołdem dla Thrillera Michaela Jacksona, bo słuchają tych piosenek bez przerwy. Potem wypaplali, że gitary w Automatic Stop są żywcem ściągnięte z Girls Just Wanna Have Fun Cyndil Lauper, że bas to stuprocentowe The Cure, a The End Has No End to ich Sweet Child 0' Mine Guns N' Roses. Na szczęście były też optymistyczne pogłoski, że Nick tak harcowal z gitarą, że rozwalił dwa wzmacniacze, a w końcu Albert wypaplał, że te piosenki są przyszłością rock'n'rolla. Wreszcie, złożone w całość zatytułowaną Room On Fire, ukazały się w listopadzie 2003. I nici z syndromu drugiej płyty, znów są na szczycie. No, prawie. W Wielkiej Brytanii numer 2, w Stanach wielki postęp - numer 4. I znów znakomite recenzje. "Q" maks i recenzja numeru, "New Musical Express" 9 na 10 możliwych (a wcześniej urządzili bezczelną ankietę: czy warto czekać na nową płytę The Strokes), i jeden cytat: Ta płyta jest wszystkim, czym znakomity drugi album być powinien ("Q"). Wszyscy ci, którzy marudzili, mają pewnie więcej niż 30 lat, a dla nich ten zespól podobno grać nie chce.
Zaraz po wydaniu płyty wyruszyli na trasę koncertową. Najpierw rodzinne strony. I pierwsza afera. Casablancas trochę przesadził z ilością spożytego trunku i niekoniecznie śpiewał to, co mu zespół grał. Wściekły Nick przerwał koncert i zszedł ze sceny. Po pół godzinie bolesnych negocjacji wrócili. Konflikt został zażegnany. Swoją drogą, z używkami w tym zespole to jest dziwna historia. Jak zapytacie Nicka o prochy, co może nawet skończyć wy wiad. Z drugiej strony Casablancas mówi, że przyjaźń z herą to jak związek z terrorystą. Ale patrząc na to jeszcze inaczej, przyjęli już dawno temu zasadę, że albo biorą wszyscy, albo nikt. Każda inna opcja rozwala zespół. Podobnie jak dziewczyny w trasie - absolutny zakaz. Ale tych własnych, bo inne... Jakby co, ja nic nie wiem. Wracając do tego, co najbardziej interesuje na trasie, czyli koncertów - brytyjskie sprzedali w kilka minut, trzeba było organizować kolejne. A podczas występów... Szał. Jeden z nich musieli przerwać na kilka minut, bo była obawa, że pierwsze rzędy (te najbardziej piszczące i seksowne) się pozabijają. Właśnie. Dziewczyny! Jak już przyjdzie co do czego, pamiętajcie, oni nie znoszą panienek, które kręcą się koło nich, bo są słynnym zespołem. Wtedy przegrywają nawet najpiękniejsze, wiem z pewnego źródła. Lepiej postawić na relacje koleżeńskie, wtedy, jak podają świadkowie, Julian spędza z dziewczyna całą noc, choć z nią nie sypia. Bo po co im dziewczyny? Cała piątka wyznaje zasadę, że najważniejszy jest zespół i ich przyjaźń. Stąd te namiętne całusy, stąd załamanie nerwowe Juliana przed premierą Room On Fire (ale już jest OK).
Dziś są w takim miejscu swojej kariery, że cały muzyczny świat - media i fani, zdaje się mieć w najgłębszym poważaniu to, czy są bardzo autentyczni, czy tylko trochę, czy coś zawdzięczają bogatym rodzicom, czy wszystko sobie, czy pierwszą okładkę dostali za śliczne buzie, czy za piosenki. Od trzech lat muszą walczyć z tym piekiełkiem zawiści. A cóż oni winni? Pretensje o to, że ta urocza piątka gra znakomite papowe kawałki podlane sosem miłości, nienawiści, pożądania i przeszywającego bólu niezrozumienia (to z "New Musical Express") można mieć wyłącznie do Stwórcy. Że łaską geniuszu obdzielił piątkę z nowojorskiej piwnicy na East Side.
Single
Tytuł WykonawcaData wydania UK US Wytwórnia
[UK]
Komentarz
Modern age/Last night/Barely legalStrokes01.200168[17]-Rough Trade RTRADES 010[written by Julian Casablancas][produced by The Strokes]
Hard to explain/New York City CopsStrokes06.200116[8]27[20].Hot 100 Singles SalesRough Trade RTRADES 023[written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael]
Last nite/When it startedStrokes11.200114[12]-Rough Trade RTRADES 041[written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael]
SomedayStrokes10.200227[2]-Rough Trade RTRADES 063[written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael]
12:51:00Strokes10.20037[12]-Rough Trade RTRADES 140[written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael]
ReptiliaStrokes02.200417[6]-Rough Trade RTRADES 150[written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael]
The end has no endStrokes11.200427[2]-Rough Trade RTRADES 205[written by Julian Casablancas][produced by Gordon Raphael]
Juicebox/HawaiiStrokes12.20055[17]98[1]Rough Trade RTRADSCD 282[written by Julian Casablancas][produced by David Kahne]
Heart in cage/I'll Try Anything OnceStrokes03.200625[7]-Rough Trade RTRADS 305[written by Julian Casablancas][produced by David Kahne]
Under Cover of DarknessStrokes04.201147[8]-Rough Trade RTRADS 621[written by The Strokes][produced by Gus Oberg/The Strokes/Joe Chiccarelli]

Albumy
Tytuł WykonawcaData wydania UK US Wytwórnia
[UK]
Komentarz
Is this itStrokes09.20012[128]33[58]Rough Trade RTRADECD 030[gold-UK][produced by Gordon Raphael]
Room on fireStrokes11.20032[41]4[13]Rough Trade RTRADELP 130[gold-UK][produced by Gordon Raphael]
First Impressions Of EarthStrokes01.20061[1][19]4[10]Rough Trade RTRADELP 330[gold-UK][produced by David Kahne/Gordon Raphael]
AnglesStrokes04.20113[23]4[11]Rough Trade RTRADELP 330[gold-UK][produced by Gus Oberg/The Strokes/Joe Chiccarelli]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz