czwartek, 6 listopada 2025

Vines

Pamiętacie jeszcze tę bajeczkę o dwóch nastolatkach, którzy uwięzieni przy frytkownicach
konsumpcyjnego molocha marzyli o scenie i zaszczytach? Rzecz działa się w Sydney na początku lat dziewięćdziesiątych. Craig Nicholls i Patrick Matthews serwując hamburgery w McDonald's żywo dyskutowali o pewnej płycie z niemowlakiem na okładce. Czasem mówili o muzyce Nirvany, częściej o tym, że fajnie byłoby też tak grać (swoją drogą, to marzenie potraktowali chyba zbyt dosłownie...). I z tych młodzieńczych konwersacji wzięli się The Vines

Wtedy jeszcze bez nazwy, za to już z podziałem ról. Craig wykorzystał młodzieńczy magnetyzm serca, o jaki przyprawiał koleżanki, i został wokalistą oraz gitarzystą zespołu. Patrick chwycił się gitary basowej, a za perkusją zasiadł kumpel ze szkoły, Dave Olliffe. Zagrali kilka prób. A potem długo, długo nic. Co nie znaczy, że był to czas bezpowrotnie stracony. Na swoich osiemnastkach katowali nie tylko In Utero. Trochę się podksztalcili. Doszli Suede, Verve i... wyszperani na pólkach rodziców The Beatles. Szkoda, że jednym z postanowień urodzinowych już pełnoletnich bohaterów nie była pełna mobilizacja. Bo poza jednym (pierwszym) koncertem w październiku 1994 (jakie to typowe, grali na imprezie urodzinowej koleżanki) przez kolejne lata nie działo się nic.
 

I może skończyliby jako gwiazda lokalnych potańcówek (tak skończył tata Craiga i jego kapela The Vynes, zbieżność nazw nieprzypadkowa), gdyby nie genialny w swej prostocie pomysł, że po kilku latach oficjalnego nic nie robienia wypadałoby nagrać demo. Ot, tak dla higieny, bo tak to wygląda w gazetach. Najpierw koncerty dla pięciu osób (gdy supportowali lokalną gwiazdę Starky), potem przychodzi czas na nagranie trzech piosenek w obskurnym studiu. Później jest albo sława, albo wieczne zapomnienie. Im się udało. Płytka In The Jungle spodobała się lokalnym radiowcom. A także menażerom. Na kalendarzu widniała dwójka z trzema zerami, gdy kilku panów w garniturach stworzyło nieokrzesańcom cieplarniane warunki do pracy nad pierwszymi profesjonalnymi piosenkami. Udało się. Kolejne demo spodobało się na tyle, że rok 2000 skończyli z kon traktem w kieszeni. Ktoś, kto ich upolował, powinien dostać premię. Bo wykazał się genialną w swej prostocie logiką. Dlaczego australijskie nastolatki miały szukać idoli na innym kontynencie? Czemu ich chłopcy mieli wyładowywać się przy jakiś amerykańskich bzdurach? Tu na miejscu był perfekcyjny idol. Świetnie wyglądający (ta fryzura...) i jeszcze odpowiednio niegrzeczny (taki niedobry, że prawie rozwalił na scenie wypożyczoną gitarę, ale się opamiętał). I jeszcze te proste, melodyjne i odpowiednio rebelianckie piosenki. To nie mogło się nie udać. 

Magazyny muzyczne nieśmiało sugerowały, że przychodzi czas na prostotę absolutną i niczym nie poskromione uderzenia w instrumenty, jakby na przekór temu, co reprezentował sobą tak popularny wtedy nurt new acoustic - piękne melodie, pewną klasę wykonawcy, no i delikatność, a nie tak prosto w twarz. Ale to miało się ku końcowi. I jak się wkrótce miało okazać, trumnę mieli nieść między innymi chłopcy z The Vines.
 

Zanim stali się bohaterami nowej rockowej rewolucji, przemęczyli się trochę w Los Angeles pracując nad debiutancką płytą. Jeśli wielkie dzieła rodzą się z bólu... skończyła się kasa, tempa wydarzeń nie wytrzymał Olliffe... można się załamać. Trio stało się duetem, w obcym kraju, bez grosza przy duszy, w połowie roboty. Ale ten obcy kraj okazał się krainą dolarami płynącą. Zainteresowani materiałem szefowie amerykańskich wytwórni wyłożyli pieniądze na kontynuację nagrań. W ten sposób, ze współpracownikami Becka i Elvisa Coscello za perkusją, Craig i Patrick dokończyli dzieło. Korzystając z uprzejmości wielu osób, podczas pobytu w Stanach zarejestrowali swoją wersję I' m Only Sleeping The Beatles na potrzeby filmu I Am Sam. I tu kończy się epizod amerykański. Następnym razem wrócą jako zespół z czołówki listy "Billboardu".
 

Teraz Wielka Brytania. W listopadzie 2001 The Vines uderzyli po raz pierwszy. Nakładem XL Recordings ukazał się singel Factory. 3 listopada otrzymał zaszczytny tytuł singla tygodnia. "New Musical Express" napisał o piosence (albo o Craigu, tam wszystko jest możliwe) di-vine. Brak zarzutów o bluźnierstwo. Najbardziej kapryśny rynek zdobyli w dwa miesiące.
W poszukiwaniu utraconego perkusisty zamieścili desperackie ogłoszenie. Dobrze grający na koncertach. Coś jak Nirvana, The Kinks, Stone Roses. I już z Hamishem Rosserem oraz z "koncertowym" gitarzystą Ryanem Griffithsem, pojechali na australijskie tournee "u progu sławy". W marcu 2002 zjawili się w Wielkiej Brytanii. Występy miały świetną prasę. James Dean Bradfield powiedział krótko: Vines są absolutnie, k...., zjawiskowi, "New Musical Express" też nie zawiódł: Jeden z najlepszych debiutów w historii rocka. Wszystkie brytyjskie koncerty wyprzedali szybciej niż w godzinę. Australijska inwazja stała się faktem. W kwietniu poprzedzali na koncertach Doves, nagrali swój występ dla Top Of The Pops, a ich singel Highly Evolved ulokował się w pierwszej trzydziestce brytyjskiej listy. Wkrótce przed wydaniem bardzo oczekiwanej płyty "New Musical Express" umieścił ich na okładce, a "Q" poświęcił pierwszy artykuł. W Stanach byli gwiazdami studenckich rozgłośni. I pomyśleć, że biznes plan zakładał tylko zainfekowanie Australii...
 

Debiutancka płyta The Vines, Highly Evoled, ukazała się w Wielkiej Brytanii 8 lipca 2002, reszta świata musiała czekać jeszcze tydzień. W Anglii pobili ich tylko emeryci - Red Hot Chili Peppers i Oasis. W Ameryce dotarli do 11. miejsca (ale zagrali nie fair, bo sprzedawali płytę po zaniżonej cenie). Co dziwne, w ojczyźnie mieli "tylko" miejsce 5. Za to wszędzie świetne recenzje. Wyprzedane koncerty i w Stanach, i w Australii. Występy we wszystkich możliwych programach. Kolejna okładka w "New Musical Express" i artykuł, w którym większość ciała Craiga jest poddana drobiazgowej fotograficznej analizie z jednoznaczną konkluzją: "anatomia młodego boga". Zresztą Craig Nicholls to temat na osobne opowiadanie. O perfekcyjnych kościach policzkowych (to cytat, przysięgam), o fizjonomii przypominającej młodą Liz Hurley (to też), o bezbłędnej fryzurze. Ale też o zacięciu artystycznym (Craig odpowiada za okładki płyt), upodobaniach gastronomicznych (jada wyłącznie hamburgery) i słabości do marihuany (to podstawa jego egzystencji). A także o histerycznym charakterze i zmanierowanym wysnobowanym stylu życia. Po prostu gwiazda.
 

Trzeba oddać sprawiedliwość, że na wszystkie te zaszczyty sobie zasłużyli. Po części wybuchową, energetyczną, młodzieńczą, bezpretensjonalną, bardzo dobrą płytą. Po części jej intensywną, osiemnastomiesięczną, koncertową promocją. Resztę zrobili specjaliści. No bo która nie będzie wzdychać do niestabilnego emocjonalnie młodziaka, który na kilka godzin przed najważniejszym telewizyjnym występem w karierze (Tonight With Jay Leno) rozwala cały sprzęt i od producentów programu słyszy: Sorry. Thank you (co usłyszał od menażerów, nie wypada cytować). Albo do chłopaka, który przez dwie strony mazgai się, że narkotyki są be, on już to wie, a wszystkie dziewczyny chcą go tylko dla sławy, a nie dlatego, że jest, jaki jest. I że wcale mu się jego życie nie podoba i że chciałby wszystko zmienić.
 

Dobra, Craig, popłakałeś sobie, czas wziąć się za drugą płytę. Prosto z wyczerpującego rournee pojechali do Nowego Jorku, a stamtąd już w linii prostej do Bearsville Studios w Woodstock. Tam zaczęli ogrywać piosenki na drugą płytę. Nowe piosenki? Nieee, takie, co mają trzy lata na liczniku. Tak, na drugą płytę The Vines nie powstała ani jedna nowa kompozycja. Patrick Matthews: To nie tak, ze od 2001 nie napisaliśmy żadnego nowego utworu. To tamte zasługują na wydanie. Są wciąż świeże. Tylko słabe! Ale do tego dojdziemy. Na razie jesteśmy w studiach Woodstock. Zespół spędził tam trzy miesiące. Matthews: To wszystko mogło skończyć się źle. Przyszedł taki dzień, gdy chcieliśmy się pozabijać. Pogubiliśmy się trochę. Chyba nie było tak źle, skoro nagrali szesnaście piosenek i - w przeciwieństwie do debiutu - czasem mogli coś zasugerować Craigowi, a on pokornie akceptował. Ale o nowej płycie nie chce mówić. Więc Patrick: Mocne piosenki brzmią jeszcze potężniej, a te spokojne są dużo dojrzalsze. To album bardziej psychodeliczny niż debiut. Z którego dziś są chyba nieszczególnie zadowoleni. Craig: Chętnie nagrałbym go jeszcze raz. I wydał jako drugą płytę The Vines. Nie mogę słuchac swoich wokali. Ich poziom uderza w moją ambicje.
 

Trochę dziwne, że w temacie napisania nowych piosenek nie uniósł się honorem. Że nie jest dla niego obciachowe, że od dwóch lat nie napisał żadnego utworu, który byłby na tyle dobry, by pokazać go na płycie. O co więc kolesiowi chodzi? Chcemy się rozwijać. Nie po to, by sprzedawać więcej płyt, ale by czerpać z tego jak najwięcej satysfakcji. To dla mnie bardzo ważne. Może mają rację dziennikarze pisząc, że to najładniejsza i najbardziej schizofreniczna jednostka współczesnego rocka?
A także jeden z największych przegranych. Bo Winning Days (czyli druga płyta The Vines, która ujrzała światło dzienne w marcu 2004) dostaje od krytyki straszne bęcki. Kilka co smakowitszycl przykładów. Nie maja zbawić rocka, w porządku, ale czy grzechem jest wymagać choćby śladowego rozwoju? Albo: Muzyka bez osobowości. Lub: Big Mac w miejscu, gdzie album powinien mieć serce. 

A najlepszy i tak był "The Guardian": Syndrom najtrudniejszej trzeciej płyty dopadł ich o album wcześniej. I z recenzji jasno wynika. że się nie obronili. Że nie mają nic do przekazania (te Craig i jego teksty), że kopiują wszystkie patenty z debiutanckiej płyty (to Craig i jego kompozycje). Ze po zgonie nowej rockowej rewolucji trzeba już coś sobą reprezentować. I nawet jeśli The Vines wciąż są na okładkach, nawet jeśli wciąż dużo się o nich mówi, to dziś są to już wyłącznie opowieści o ekscesach, narkotykach, fryzurach i innych bzdurach. Bo na Winning Days najlepiej spuścić zasłonę litościwego milczenia.
 

Single
Tytu³ WykonawcaData wydania UK US Wytwórnia
[UK]
Komentarz
Highly evolved/Sun childVines04.200232[2]-Heavenly HVN 112[written by Craig Nicholls][produced by Rob Schnapf]
Get free/Blues riffVines06.200224[3]-Heavenly HVN 113[written by Craig Nicholls][produced by Rob Schnapf]
Outtathaway /Ms. JacksonVines10.200220[1]-Heavenly HVN 120[written by Craig Nicholls][produced by Rob Schnapf]
Ride/Give up,give out,give inVines03.200425[3]-Heavenly HVN 137[written by Craig Nicholls][produced by Rob Schnapf]
Winning days/LandslideVines06.200442[2]-Heavenly HVN 139[written by Craig Nicholls][produced by Rob Schnapf]
AnysoundVines06.200663[1]-Heavenly HVN 160[written by Craig Nicholls][produced by Wayne Connolly]
Dont Listen To The RadioVines10.200666[1]-Heavenly HVN 162[written by Craig Nicholls][produced by Wayne Connolly]

Albumy
Tytu³ WykonawcaData wydania UK US Wytwórnia
[UK]
Komentarz
Highly evolvedVines07.20023[28]11[25]Heavenly HVNLP 36[gold-US][gold-UK][produced by Rob Schnapf]
Winning daysVines04.200429[8]23[6]Heavenly HVNLP 48[produced by Rob Schnapf]
Vision Valley Vines04.200671[1]136[1]Heavenly HVNLP 56[produced by Wayne Connolly ,The Vines]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz