Web Analytics Z archiwum...rocka : Soundgarden

czwartek, 13 grudnia 2018

Soundgarden

- Soundgarden jest jak dziadek - wyjaśniał gitarzysta Alice in Chains, Jerry Cantrell. - Kiedy myślę o Seattle i o tym, co się tam działo, o początkach tego wszystkiego, od raz pojawia się Soundgarden. Te ich wczesne EP-ki, koncerty, brzmienie głosu Chrisa i całego zespołu. To było niesamowite i bardzo inspirujące.

- Scena Seattle, jeśli chcecie ją tak nazywać, zaczęła się od czterech kapel - Green River, Melvins, Malfunkshun i Soundgarden - wyjaśniał Chris Cornell w wywiadzie dla magazynu "RIP".

Początki zespołu nie są jednak związane ze stanem Waszyngton, lecz... Illinois, gdzie poznali się basista Hiro Yamamoto (wówczas specjalizujący się w grze na innym instrumencie) i gitarzysta Kim Thayil. - Poznałem Hiro w Chicago - zdradził mający hinduskie korzenie muzyk na łamach "Guitar For The Practicing Musician". - Grał na wtedy na mandolinie i to ja namówiłem go, by kupił sobie bas i przeniósł się do Seattle. Powiedziałem mu: "Bas ma prawie takie same struny, co mandolina, a masz większe szanse dostać się do kapeli, grając na basie". Ponieważ chcieliśmy grać razem, zafundował sobie bas. Pokazałem mu kilka podstawowych chwytów. Upierał się, by grać palcami, a nie kostką, twierdząc, że najlepsi basiści używają właśnie placów.

Nim młodzieńcy osiedli w Seattle, najpierw zamieszkali w Olympii, ale ponieważ nie powadziło im się tam zbyt dobrze, ruszyli do późniejszej mekki stylu grunge. - Seattle jest podzielone na dwa regiony - opowiadał po latach Thayil w rozmowie z dziennikarzem pisma "Kerrang!". - Jest wschodnia strona, skąd pochodzi większość metalowych kapel, jak Queensrÿche, Sanctuary czy Fifth Angel. I jest nasza strona. Bardziej hardcore'owa i punkowa.

Na miejscu, dzieląc czas między pracę, studiowanie i granie, muzycy załapali się do zespołu The Shemps, który założył współlokator Thayila, gitarzysta Matt Dentino. Perkusistą (a dopiero później również wokalistą) kapeli został niejaki Chris Cornell. Wcześniej próbował sił w rożnych zespołach m.in. Jones Street Band, który założył z sąsiadem. - Kiedy spotkałem Chrisa po raz pierwszy, miałem wrażenie, że jest z marynarki wojennej - wspominał na łamach "Rolling Stone'a" Kim. - Miał krótkie włosy i był bardzo schludnie ubrany. Miał wspaniały głos, mimo że pracowaliśmy z gównianym materiałem. Ów materiał to covery utworów The Doors, Jimiego Hendriksa, Otisa Reddinga czy Buddy'ego Holly.

W 1984 roku The Shemps przeszli do historii. Kiedy Cornell zamieszkał z Yamamoto, narodziło się Soundgarden. - Ja byłem perkusistą, a on basistą, więc niemal byliśmy zobowiązani do tego, by założyć kapelę - wspominał Chris w rozmowie z dziennikarzem "Rolling Stone'a". Panowie przetestowali kilku gitarzystów, ostatecznie jednak Hiro ściągnął starego kumpla.

- Na początku byliśmy triem - ja grałem na perkusji, Hiro na basie, Kim ma gitarze, a ponadto razem z Hiro zajmowaliśmy się śpiewaniem - podsumowywał pierwszy okres działalności zespołu Cornell w jednym z wywiadów. - Byliśmy postpunkową kapelą, która zaczynała grać bardzo ciężko. (...) Jednoczesna gra na perkusji i śpiewanie było jednak zbyt kłopotliwe, więc znaleźliśmy perkusistę.

Początkowo był nim Scott Sundquist, a następnie Matt Cameron, wcześniej bębniący w grupie Skin Yard. Pozwoliło to Cornellowi zostać pełnoprawnym frontmanem. - Proponowaliśmy Mattowi już wcześniej, by do nas dołączył, ale zgubił nasz numer - żartował na łamach "Melody Makera" Cornell. - Tym razem pojawił się pod naszymi drzwiami z kwiatami i bombonierką. I taka jest nasza historia.

Nazwa grupy zaczerpnięta została od współczesnej rzeźby, A Sound Garden, która w 1982 roku była prezentowana w Magnuson Park w Seattle. Były to metalowe rury, które pod wpływem wijącego wiatru wydawały różne dźwięki. Jej twórcą był Doug Hollis.

Pierwszy fonograficzny ślad grupa pozostawiła po sobie na składance "Deep Six", na której znalazły się utwory obiecujących zespołów z Seattle - The Melvins, Green River, Malfunkshun, Skin Yard i The U-Men. Soundgarden dostarczyli na potrzeby wydawnictwa kawałki "Heretic", "Tears to Forget" i "All Your Lies".

Koncertowe wyczyny Soundgarden zwróciły uwagę lokalnego radiowca, Jonathana Ponemana, który bardzo chciał wydać płytę zespołu. Kim postanowił więc skontaktować go z Bruce'em Pavittem, dawnym kolegą, który założył właśnie wytwórnię Sub Pop. Pavitt wyłożył 20 tysięcy dolarów i tak zaczęła się historia jednej z najbardziej cenionych, alternatywnych firm wydawniczych.

- Z Sub Popem była zabawna historia, ponieważ znam Bruce'a Pavitta (współzałożyciela) odkąd miałem 10 lat, ponieważ pochodził z tego samego miasta, co Hiro i ja - wspominał Kim. - Chodziliśmy do jednego liceum i razem pracowaliśmy w rozgłośni radiowej. Nie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale się kumplowaliśmy. W każdym razie, był mi winny przysługę, bo spotykałem się z jego siostrą, więc podpisał z nami umowę.

Ostatecznie dla Sub Pop grupa wydała w 1987 roku singel "Hunted Down", na którego B stronie znalazł się numer "Nothing to Say" i EP-kę "Screaming Life" oraz rok później kolejną EP-kę, "Floop". Za produkcję utworów z pierwszych dwóch krążków odpowiadał nadworny producent Sub Popu, Jack Endino, który później wsławił się, pracując przy debiucie Nirvany, "Bleach". Trzecie z wydawnictw ujrzało światło dzienne już po premierze pierwszego longplaya bandu, który ukazał się jednak w barwach innej firmy.

Niestety, pomimo koleżeńskich układów z szefami, przymierzając się do wydania długogrającego debiutu Soundgarden musiała zmienić wytwórnię. - Uwielbialiśmy Sub Pop, ale mieli bardzo słabą dystrybucję i bardzo mało kasy - tłumaczył Kim w magazynie "Raw". - Kiedy nakład naszego wcześniejszego krążka skończył się, nie mieli za co dotłoczyć kolejnych. Rozmawialiśmy z SST Records, która miała w katalogu nieźle radzące sobie zespoły Saint Vitus, Screaming Trees czy Das Damen. Sprawa była prosta - mieli pieniądze i dystrybucję.

Małe wydawnictwa sprawiły, że kapelą ze Seattle zaczęli interesować się również fonograficzni giganci - Geffen, Capitol, Epic czy A&M. Chociaż na stół trafiały czeki z wieloma zerami, zespół nie był jeszcze zainteresowany współpracą. - Nie chcieliśmy angażować się w czyjąś grę - wyjaśniał na łamach "Chicago Tribune" gitarzysta. - Najpierw chcieliśmy sami poznać ten przemysł. Nie chcieliśmy zostać do niego wciągnięci.

Długogrający debiut formacji, "Ultramega OK", ukazał się ostatecznie nakładem SST Records. - Większość wytwórni była bardzo rozczarowana, tylko A&M uznało, że dobrze robimy - kontynuował Kim. - Pewnie dlatego później podpisaliśmy kontrakt właśnie z nimi.

Materiał na "Ultramega OK" powstawał w studiu Dogfish Sound w Newberg, w stanie Oregon. Tym razem za konsolą zasiadł Drew Canulette, wspomagający wcześniej podczas sesji m.in. Black Flag. Niestety, pomimo dobrego CV producenta, rezultat rozczarował muzyków. - Zasugerowało go SST, bo miało z nim dobry układ - żalił się później wokalista w wywiadzie dla brytyjskiego "Kerranga!". - Żałuję, bo to powinna być jedna z naszych najlepszych płyt, tymczasem spowolniła bieg naszej kariery, bo nie brzmieliśmy jak my.

Pomimo niezadowolenia, grupie udało się przebić poza Seattle, a płyta zdobyła nawet nominację do Grammy w kategorii najlepsze metalowe wykonanie, przegrywając ostatecznie z Metallicą.

Zespół zdobył więc upragnione doświadczenie i uznał, że już czas przenieść się do dużego wydawcy. We wrześniu 1988 roku Amerykanie podpisali więc umowę z firmą, która od początku robiła na nich najlepsze wrażenie, A&M Records. Do współpracy tym razem zaangażowali producenta ze Seattle, Terry'ego Date'a, który wybrał na sesję lokalne studio London Bridge. Płyta "Louder Than Love", którą jeden z amerykańskich dziennikarzy przyrównał do startu Boeinga 747, ukazała się w wrześniu 1989 roku.

W utworach wyraźnie słuchać było inspiracje Led Zeppelin i Black Sabbath, co sprawiło, że grupę kojarzono ze sceną metalową, która w latach 80. rozkwitała w Kalifornii. Panowie mieli jednak swoje zdanie na ten temat. - Byliśmy pod większym wpływem sceny alternatywnej z Waszyngtonu, niż czegokolwiek, co pochodziło z Los Angeles - tłumaczył gitarzysta. - Kiedykolwiek tylko grupy pokroju Sonic Youth, Minor Threat, Big Black z Chicago, The Butthole Surferes z Teksasu czy Black Flag przyjeżdżały na koncerty, wszyscy miejscowi muzycy przychodzili je zobaczyć.

- Byliśmy punkową kapelą z długimi włosami - wyjaśniał z kolei w rozmowie z "Chicago Tribune". - Graliśmy z punkową postawą, ale muzyka była wolniejsza, bardziej transowa.

Jeszcze lepiej styl Soundgarden opisał Cameron w rozmowie z dziennikarzem "Kerranga!". - To powolny, seksowny groove, ale z mnóstwem sprzężonych gitar i prostym, rockowym brzmieniem, z tym, że granym z nieco innym podejściem - wyjaśniał bębniarz.

Muzycy powoływali się również na inspiracje Killing Joke, Bauhaus, ale i MC5 oraz The Stooges czy New York Dolls.

Pomimo dobrych recenzji, z uwagi na słabą dystrybucję longplay "Louder Than Love", rozszedł się zaledwie w nakładzie 180 tysięcy egzemplarzy. Tym razem problemem nie była tylko wytwórnia (która przejęta przez PolyGram nie przyłożyła się nadto do promocji), lecz także sklepy, które z uwagi na zawarte na płycie utwory "Hands All Over" (z tekstem "you're gonna kill your mother") oraz "Big Dumb Sex" (w którym 36 razy pada słowo "fuck") nie zawsze dopuszczały "Louder Than Love" do sprzedaży.

Tuż po zakończeniu sesji, szeregi grupy opuścił Hiro, który zapragnął uzyskać dyplom z fizyki. - Znudziło mu się bycie muzykiem, nie lubił koncertować - wyznał frontman w rozmowie z "Sounds". - Coraz mniej wnosił do zespołu. Coraz gorzej radził sobie z presją. Chciał wrócić do szkoły i skończyć studia z fizyki. Wybrał dziwny moment, by odejść, bo właśnie zaczynało nam się dobrze układać. Mieliśmy budżet na trasy. Nie musieliśmy już dźwigać wzmacniaczy ani przemierzać wielkich odległości w furgonetce.

Pierwszym zastępcą był Jason Everman, który wcześniej grał w Nirvanie. Nie zagrzał on jednak długo miejsca, bo chociaż nowi koledzy doceniali jego umiejętności muzyczne, nie znaleźli nici porozumienia na poziomie personalnym. Z Soundgarden nagrał zaledwie jeden numer - cover kawałka "Come Together" z repertuaru The Beatles, który trafił na brytyjskie wydanie singla "Hands All Over". - Widziałem Nirvanę z Evermanem, a później Soundgarden też z nim w składzie - wyjawił DJ stacji KCMU, Mark Iverson. - A potem odszedł. Musi być największym pechowcem w tym biznesie.

Ostatecznie do składu dołączył Ben Shepherd. - To był kreatywny i emocjonalny zastrzyk, którego tak potrzebowaliśmy - cytował gitarzystę Greg Prato w książce "Grunge Is Dead". - To była ta iskra, której nam brakowało. Czuliśmy się jak drużyna, jak bracia.

Z nowym muzykiem, zespół najpierw zarejestrował dwa utwory - "A Thousand Years Wide" oraz "H.I.V. Baby", które trafiły na kompilację "Sub Pop Singles Club" (październik 1990).

W tym samym mniej więcej czasie, kwartet rozpoczął prace nad trzecim długogrającym dziełem. Panowie ponownie postanowili skorzystać z usług Date'a. Nagrania odbywały się Bear Creek Studios w Woodinville (nieopodal Seattle), a także w Los Angeles. - Wtedy, zarówno rzeczy, które ja robiłem, jak i ich muzyka, nie były prezentowane w radiu - wspominał producent. - Nikt nie brał tego poważnie. Dało nam to ogromną wolność artystyczną. Mogliśmy robić, co tylko chcieliśmy. Nie miałem żadnych oczekiwań, wiedziałem jednak, że to dobra płyta.

Longplay zatytułowany "Badmotorfinger" ukazał się w październiku 1991 roku. Zestaw promowały single "Jesus Christ Pose", a następnie "Outshined" i "Rusty Cage". Do wszystkich powstały klipy, które MTV umieściło na playliście. - Ten album brzmiał znacznie mroczniej - czytamy wypowiedź Camerona w "Grunge is Dead". - Osiągnęliśmy cięższe brzmienie gitar, a Ron St. Germain zajął się miksami. Zrobił mnóstwo płyt, które lubimy jak chociażby - "I Against" Bad Brains. Bębny są więc trochę suche, a bas naprawdę głośny, co dało naprawdę fajny efekt. Materiał sporo się różni od "Louder Than Love".

Longplay otrzymał znakomite recenzję i w ciągu pół roku osiągnął sprzedaż rzędu pół miliona egzemplarzy. Nie był to jednak superhit. Album nie miał szans z wydanym w tym samym czasie przełomowym "Nevermind" Nirvany. Muzycy Soundgarden się jednak nie zrażali.

- Zawsze powtarzaliśmy, że chodzi nam o długowieczność - komentował gitarzysta. - Kto dziś, na przykład, kupuje płyty Petera Framptona, podczas gdy ludzie nadal kupują Pink Floyd i Led Zeppelin. Mamy już złotą płytę. Wszystko jest tylko kwestią czasu.

"Nevermind" co prawda nigdy nie udało się przeskoczyć, ale w styczniu 1993 roku "Badmotorfinger" dotarł do platynowego pułapu.

Nieco ponad miesiąc wcześniej ukazał się album "Ten" Pearl Jam. Tym samym najpopularniejszym słowem w muzycznych mediach stało się "grunge". Jego geneza użycia w stosunku do sceny Seattle do dziś jest niejasna, i tak naprawdę nie wiadomo, kto - według niektórych źródeł Jack Endino, acz on sam nie jest tego taki pewny - użył go w takim kontekście po raz pierwszy (dosłownie grunge oznacza brudny, niechlujny). Sami zainteresowani podchodzili jednak do szufladki "grunge" z dużą rezerwą, podkreślając różnice dzielące zespoły kojarzone z nurtem. - To angielskie słowo - przekonywał Cornell. - Pierwszy raz usłyszeliśmy je, gdy Mudhoney zaczęli stawać się popularni w Anglii. W Stanach też po raz pierwszy zobaczyłem je w angielskiej gazecie. To nie jest tak, że Pearl Jam robi to samo, co my. "Jeremy" nie przypomina niczego, co myśmy nagrali. Różni się od nas tak samo, jak Nirvana.

- Jedyne, co mnie naprawdę irytuje - wyznał kiedyś perkusista, Matt Cameron. - To fakt, że ludzie patrzą na zespoły z Seattle w oderwaniu od chronologii. My byliśmy jednymi z pierwszych, którzy podpisali kontrakt z dużą wytwórnią płytową - którzy wyszli z tej zdumiewająco urodzajnej w talenty sceny, jaka osiągnęła swój punkt kulminacyjny około 1986-1987 roku. Staliśmy się czymś w rodzaju świnek doświadczalnych torujących drogę innym zespołom.

Poczucie "krzywdy" pozostało zresztą w muzyku nawet po latach. - Bardzo bym chciał, byśmy się znów spotkali w studiu - przyznał bębniarz po reaktywacji w 2010 roku. - Dawniej cała uwaga skupiona była na Pearl Jam i Nirvanie, chcemy sobie to teraz odbić.

Wróćmy jednak do lat 90. Pojawiło się "Badmotorfinger", które trzeba było promować na żywo. W miesiącu, w którym ukazał się krążek, Soundgarden wyruszyło w trasę u boku... Guns N' Roses oraz Skid Row, co niekoniecznie zostało dobrze odebrane. Przyjęcie tych ofert, wydawało się jednak muzykom konieczne. - Przez trasę z Guns N' Roses odsunęliśmy od siebie część publiczności Sub Popu/punk rocka/indie - czytamy wyjaśnienie Thayila w "Grunge Is Dead". - Uznali, że przeszliśmy na drugą stronę. Z kim jednak w tym czasie mieliśmy koncertować? Kiedy podpisywaliśmy umowę z GN'R, Nirvana jeszcze nie była gwiazdą. Z kim w tym gatunku, mogliśmy jechać i odwiedzić miasta, w których sami nie moglibyśmy zagrać? Sami nie byliśmy na tyle wielcy, by wystąpić w Omaha. Może dałoby radę, w mniejszym klubie, ale promotorzy nie chcieli ryzykować. To była dla nas szansa, by zagrać przed dużą publicznością.

Koncerty z Gunsami kwartet powtórzył później jeszcze w Europie, gdzie drugim otwierającym zespołem było Faith No More.

Decyzja przyniosła pożądane efekty. Płyta sprzedawała się dobrze i w kwietniu 1992 roku, Soundgarden wyruszyło w pierwsze amerykańskie tournée w roli headlinera. W lipcu natomiast pojawili się na objazdowym festiwalu Lollapalooza, gdzie grali u boku Pearl Jam czy Red Hot Chili Peppers. - To była nasza zapłata, za koncerty z tymi dziwnymi heavymetalowymi bandami, z którymi nie mieliśmy nic wspólnego - wyjaśniał Cameron. - Na Lollapaloozie, byliśmy znów ze swoimi przyjaciółmi.

Po wypełnieniu koncertowych zobowiązań, zespół wziął się za prace nad nowym materiałem. W międzyczasie, zaliczyli jednak filmowy epizod. Soundgarden, podobnie jak Pearl Jam i Alice in Chains, wzięli udział w fabularnej produkcji Camerona Crowe'a - To słodka opowieść typu chłopiec spotyka dziewczynę - wyjaśniali muzycy na łamach "Metal Hammera". - Nosi tytuł "Samotnicy" ("Singles") i jest kręcony tu, w Seattle. Mamy w nim małą rolę, gramy kapelę występującą w klubie, więc się za bardzo nie wysilamy aktorsko. (gwoli ścisłości, dodatkową, epizodyczną rolę otrzymał sam Cornell).

Zespół wykonał w filmie premierowy numer "Birth Ritual". W obrazie wybrzmiała ponadto solowa piosenka Chrisa "Seasons"" - obydwie trafił później na soundtrack wydany w czerwcu 1992.

Udział w dziele Crowe'a w pewien sposób przyczynił do powstania jednego z największych przebojów Soundgarden, "Spoonman". - Jeff Ament (basista Pearl Jam) pracował na planie jako scenograf - wspominała Susan Silver, menedżerka Soundgarden i żona frontmana. - W pokoju Cliffa Ponciera było mnóstwo kaset, w tym jego demo. Jeff był tak dokładny, że napisał na kasecie wymyślone tytuły piosenek, choć na filmie kompletnie tego nie widać. Kiedy Chris pojawił się na planie i zobaczył tę kasetę, do tytułów dopisał prawdziwe piosenki i nagrał je. Wziął okładkę, którą zrobił Jeff, a zaprzyjaźniony pracownik A&M wytłoczył mu tysiąc kopii. Zrobił to jako prezent, dla Crowe'a, resztę rozdał między znajomych. Były tam "Fluttergirl", "Spoonman", "No One But You", "Missing" i chyba jeszcze jeden numer.

Rzeczony "Spoonman" w zmienionej wersji trafił później na longplay "Superunknown".

- Kiedy zaczęliśmy przygotowywać "Superunknown", "Badmotorfinger" zdążyło się już pokryć złotem, więc oczekiwania wobec kolejnej płyty większe - wyjaśniał bębniarz. - Byliśmy jednak w szczytowej formie. Wszystkie działa naładowane - pisaliśmy naprawdę fajne kawałki i naprawdę dobrze je wykonywaliśmy.

Nagrania odbywały się w Bad Animals Studio w Seattle. Do roli producenta, firma zatrudniła Michaela Beinhorna, który zasłynął dzięki płytom Red Hot Chili Peppers. Okazał się on jednak bardzo wymagający (odpowiednie ustawienie gitary potrafiło zająć kilka dni). - Świetnie i bezproblemowo pracowało się z nim z menedżerskiej perspektywy - wyjaśniała żona Cornella. - Natomiast żaden muzyk nie wspominał tego doświadczenia dobrze. Sesje z nim należały do zbyt przyjemnych, ale do diabła, nagrywał naprawdę świetne płyty.

Proces okazał się jednak tak męczący, że ostateczny miks zlecono Brendanowi O'Brienowi ("4th of July" zmiksował jeszcze Beinhorn). - Wiedzieliśmy, że mamy dobry album, ale mieliśmy już tego dosyć, przestało nam zależeć - przypominał Matt. - I wtedy pojawił się bezproblemowy Brendan. Zajęło mu to półtora tygodnia, może dwa. Pracował zupełnie inaczej niż my, po prostu załatwiał sprawę. Kiedy wzięliśmy gotowy materiał do domu i go posłuchaliśmy, wiedzieliśmy, że mamy bardzo dobrą płytę.

Longplay "Superunknown" pojawił się w sprzedaży w marcu 1994 roku. - Wziąłem to z kasety wideo pod tytułem "Superclown" - wyjaśniał genezę tytułu wokalista. - Spojrzałem na nią, nie wiedząc co to jest i przeczytałem "Superunknown". Później zacząłem się zastanawiać nad tym przekręconym tytułem. Był dziwny i potężny.

Utworem poprzedzającym zestaw był podrasowany "Spoonman", który przy okazji "Samotników" był numerem akustycznym, a na płycie skończył z hałasującymi gitarami i szalejącymi perkusjonaliami. Tym razem nikt i nic nie przeszkodziło w sukcesie. Album zadebiutował na szczycie zestawienia Billboardu i na pniu rozszedł się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy. Ostatecznie, wynik ten udało się pomnożyć 5 razy. W 2003 roku, dzieło znalazło się na 336. pozycji listy 500 najważniejszych albumów wszech czasów sporządzonej przez magazyn "Rolling Stone". Z płyty wykrojono łącznie 5 singli, z których największym hitem okazała się ballada "Black Hole Sun", wspomagana przez apokaliptyczno-psychodeliczny teledysk. Za reżyserię klipu odpowiadał Howard Greenhalgh.

Zgodnie z rockandrollowym "prawem", premierze płyty musiały towarzyszyć koncerty. - To była nasza pierwsza trasa z prawdziwego zdarzenia - można przeczytać wspomnienia Camerona w "Grunge Is Dead". - Mieliśmy produkcję, nagłośnienie, oświetlenie i graliśmy wszędzie. Przez większą część była niezła zabawa, ale potem Kurt umarł i wszystko zaczęło się psuć.

- Nie wydaje mi się, żeby były jakieś spięcia personalne, te pojawiły się później, ale chyba w wyniku stresu związanego z byciem w drodze, przestaliśmy się dogadywać - podobnie pamiętał tamte chwile Kim. - Nasz ostatni show na Memorial Stadium w Seattle był naprawdę słaby. Chris miał problemy z głosem, a po koncercie po prostu wsiadł do samochodu i odjechał.

Zespół zrobił sobie kilka miesięcy przerwy i zaczął prace nad nowym materiałem. W pierwszym rzucie powstały kawałki "Blind Dogs" i "Kyle Petty (Son of Richard)", które znalazły się odpowiednio na soundtracku do "Basketball Diaries" i składance "Home Alive - The Art of Self Defense".

W końcu panowie zamknęli się w studiu należącym do Stone'a Gossarda. - To był mój pomysł, by nagrywać w Litho z Adamem Kasperem, bo ostatnio sytuacja w zespole była napięta - wyjaśniał Cameron. - Ci wielcy producenci, to nie była nasza bajka. Wróciliśmy więc w do domowego sposobu nagrywania, z naszym kumplem, Adamem. Było dobrze, ale nie wszystkim chodziło o to samo. Próbowałem innych zmotywować, ale jak ktoś nie ma ochoty współpracować, do niczego go nie zmusisz. Ta sesja nie sprawiała nam przyjemności.

Mając za sobą pewien etap prac, zespół wyruszył w letnią trasę po Europie. Zmiana otoczenia niewiele pomogła. - Wróciliśmy i Chris zaczął pracować nad jakimiś demami, ja też - wspominał gitarzysta. - W pewnym momencie okazało się jednak, że to, co uważałem za etap pre-produkcji, okazało się zasadniczą produkcją, a wersje demo, gotowym materiałem. Totalny brak porozumienia.

Piąty longplay Soundgarden opatrzono tytułem "Down the Upside". Miksów dokonano w znanych już grupie Bad Animals Studios w Seattle. - To było 6 długich miesięcy - wyznał Kasper. - (...) Mieliśmy bardzo dużo kawałków, bo każdy z chłopaków coś pisał. To były jeszcze czasy przed Pro Tools, więc pracowało się w zupełnie inny sposób. Teraz można trzymać wszystkie wersje do ostatniej chwili, my pracowaliśmy analogowo, a wtedy tak się nie da.

Longplay ukazał się w maju 1996 roku i w porównaniu z poprzednikiem, nie okazał się sukcesem komercyjnym (w USA sprzedał się zaledwie milion). Sami muzycy nie byli do końca przekonani, co do jakości materiału. - Nie byłem zadowolony i sądzę, że Chris też nie był - przytoczył wypowiedź gitarzysty Prato. - Z takimi odczuciami ruszyliśmy w trasę. Może gdybym był bardziej szczery, zaczął dyskutować, sprawy potoczyły się inaczej.

Podobnie to widział perkusista. - Sesje były mordęgą - tłumaczył Cameron. - A kiedy zaczęliśmy koncertować, zaczęło się robić coraz gorzej. Po prostu okropnie. Dużo picia, złych klimatów, gwiazdorskiego pieprzenia. Zacząłem się zastanawiać, jak się z tego wyplatać. Ben nie był w stanie zagrać jednego koncertu, nie wyładowując agresji. Tu już w ogóle nie chodziło o muzykę.

Shepherd rzeczywiście zachowywał się źle, co w dużym stopniu wynikało z ilości wypijanego alkoholu. Czara goryczy przelała się w lutym 1997 roku w Honolulu, kiedy basista zdewastował wzmacniacz i zszedł ze sceny przed końcem koncertu. W jego ślady poszedł gitarzysta, show we dwóch musieli skończyć Cornell i Cameron. Po powrocie do Seattle podjęto decyzję o zakończeniu działalności zespołu. - Chris robił co tylko mógł, by odbudować porozumienie między nami - komentował już po rozpadzie Thayil. - Wcześniej był w tym beznadziejny, ale na tej trasie naprawdę wziął na siebie rolę przywódcy. Starał się z całych sił, by nas połączyć i podziwiam go za to. To chyba jednak było za mało i za późno. Nie widziałem rozpadającego się zespołu, tylko to, że Ben i ja byliśmy nieszczęśliwi. Matt zresztą też. Prawdopodobnie dlatego Chris wziął na siebie rolę przywódcy i próbował nas połączyć, bo widział, że nie jesteśmy zadowoleni. Wykazał się dużą odwagą, ale jak już powiedziałem - to było za mało i za późno.

8 kwietnia 1997 roku wystosowano oficjalny komunikat: "Po 12 latach członkowie Soundgarden zgodnie i wspólnie zdecydowali o rozwiązaniu zespołu, by zająć się innymi sprawami".

- Nie było między nimi nienawiści - tłumaczyła później menedżerka. - To był po prostu dysfunkcyjny związek. Żyli ze sobą, ale już ze sobą nie rozmawiali. (...) Byli nieszczęśliwi, mieli swoje problemy, ale nikt nic nie mówił. Zaczęło się więc psuć od środka.

Zwieńczeniem była wydana przez wytwórnię kompilacją "A-Sides", która ukazała się w listopadzie 1997 roku.

Po zakończeniu działalności Soundgarden, muzycy poszli swoimi drogami. Thayil współpracował z Dave'em Grohlem (w ramach projektu Probot) oraz zespołami SunnO))) i Boris. Shepherd wziął udział w Desert Sessions Josha Homme'a, grał też z Markiem Laneganem i wydał drugą płytę swego pobocznego projektu Hater. Cornell natomiast w 2001 roku połączył siły z członkami Rage Against the Machine tworząc supergrupę Audioslave, z którą nagrał 3 płyty. Prowadził też samodzielną karierę. W 1999 roku wydał solowy debiut "Euphoria Morning". Kolejny - "Carry On" - ukazał się dopiero w 2007 roku. W 2008 roku napisał piosenkę przewodnią do filmu o przygodach Jamesa Bonda, "Casino Royal". Numer nosił tytuł "You Know My Name". Największe zamieszanie wywołał jednak trzecim krążkiem, "Scream", który nagrał z hiphopowym producentem Timbalandem, który wcześniej pracował z Missy Elliott, Justinem Timberlakiem czy Nelly Furtado.

Przez długie lata muzycy z góry przekreślali możliwość reaktywacji. W marcu 2009 roku trzy czwarte Soundgarden (bez Chrisa Cornella) wystąpiło razem podczas jednej z imprez Toma Morello w ramach Justice Tour. - Od dawna nie byłem tak podekscytowany - zachwycał się na scenie gitarzysta Rage Against The Machine. - Czuję się, jakbym wygrał na loterii. Proszę państwa, oto Kim Thayil, Ben Shepherd, Matt Cameron i Tad Doyle jako Tadgarden. Panowie wykonali z pomocą Morello "Spoonman" a także "Nothing to Say" i "Hunted Down". - Szkoda, że mnie tam nie było - skomentował później Cornell. - Gdybym był, pewnie wskoczyłbym na scenę.

Dość niespodziewanie, 1 stycznia 2010 roku, pojawiło się oświadczenie.

- 12-letnia przerwa się skończyła - można było przeczytać w komunikacie wokalisty, Chrisa Cornella na serwisie Twitter. - Czas wziąć się za sesję. Rycerze dźwiękowego stołu wracają. Ta sama wiadomość pojawiła się na profilu Pearl Jam, której obecnym perkusistą był Matt Cameron.

Zespół nie przedstawił oficjalnych planów, ale stopniowo pozwalał fanom oswajać się z powrotem.

16 kwietnia 2010 roku, Chris Cornell, Kim Thayil, Ben Shepherd i Matt Cameron pojawili się na scenie Showbox Theater w Seattle jako Nudedragons, by po raz pierwszy od 12 lat zagrać wspólny koncert (informacja o występie podana została dzień wcześniej, bilety rozeszły się w 15 minut). Nagrania z koncertu zostały później umieszczone na YouTube.

W sierpniu kwartet wystąpił na festiwalu Lollapalooza (już stacjonarnym) oraz poprzedzającym go rozgrzewającym występie w Chicago.

Na 28 września 2010 roku zapowiedziano kompilacyjne wydawnictwo "Telephantasm". Na zestaw złożyły się przeboje znane z albumów, rarytasy wydane na EP-kach i nagrania koncertowe. Całość uzupełnił niepublikowany dotąd numer "Black Rain", pochodzący z sesji do longplaya "Badmotorfinger".

Kompilacja jednocześnie została udostępniona w "Guitar Hero 6", co sprawiło, że na tydzień przed premierą pokryła się platyną, ponieważ wydawca gry - Activision - zamówił milion kopii.

Jesienią zespół był muzycznym gościem programu "Conan", co oznaczało pierwszy telewizyjny występ od 13 lat.

- Sama myśl o powrocie wydawała mi się dziwna - wyjaśniał frontman podczas jednego z wywiadów w 2010 roku. - W końcu oficjalnie rozwiązaliśmy zespół. Teraz jednak nie czuję jakbyśmy się rozstali i wrócili. Ciężko to wyjaśnić, ale mam raczej wrażenie, jakbyśmy po prostu zrobili sobie długą przerwę. Wydaje mi się, że cały czas byłem w zespole.

Single
Tytuł WykonawcaData wydania UK US Wytwórnia
[UK]
Komentarz
Hands All OverSoundgarden04.199082[2]-A&M AMCD 560[written by Chris Cornell, Kim Thayil][produced by Terry Date, Soundgarden]
Loud LoveSoundgarden07.199087[2]-A&M AM 574[written by Chris Cornell][produced by Terry Date, Soundgarden]
Jesus Christ PoseSoundgarden04.199230[3]-A&M AM 862[written by Soundgarden][produced by Terry Date, Soundgarden]
Rusty CageSoundgarden06.199241[1]-A&M AM 874[written by Chris Cornell][produced by Terry Date, Soundgarden]
OutshinedSoundgarden11.199250[2]-A&M AM 0102[written by Chris Cornell][produced by Terry Date, Soundgarden]
SpoonmanSoundgarden02.199420[4]-A&M 5805392[written by Chris Cornell][produced by Michael Beinhorn/Soundgarden]
The Day I Tried to LiveSoundgarden04.199442[2]-A&M 5805952[written by Chris Cornell][produced by Michael Beinhorn/Soundgarden]
Black Hole SunSoundgarden08.199412[6]-A&M 5807532[silver-UK][written by Chris Cornell][produced by Michael Beinhorn/Soundgarden]
Fell on Black DaysSoundgarden01.199524[6]-A&M 5809452[written by Chris Cornell][produced by Michael Beinhorn/Soundgarden]
Pretty NooseSoundgarden05.199614[12]-A&M 5816202[written by Chris Cornell][produced by Soundgarden/Adam Kasper]
Burden in My HandSoundgarden09.199633[4]-A&M 5818542[written by Chris Cornell][produced by Soundgarden/Adam Kasper]
Blow Up the Outside WorldSoundgarden12.199640[6]-A&M 5819862[written by Chris Cornell][produced by Soundgarden/Adam Kasper]
Black RainSoundgarden08.2010109[1]96[1]A&M [written by K.Thayil/B.Shepherd/Chris Cornell][produced by Soundgarden]
Live to RiseSoundgarden05.2012-110[4]A&M [written by Chris Cornell]

Albumy
Tytuł WykonawcaData wydania UK US Wytwórnia
[UK]
Komentarz
Louder Than LoveSoundgarden01.1990-108[16]A&M 5252[produced by Terry Date,Soundgarden]
BadmotorfingerSoundgarden04.199239[2]39[58]A&M 5374[2x-platinum-US][silver-UK][produced by Terry Date,Soundgarden]
SuperunknownSoundgarden03.19944[44]1[1][75]A&M 540 198[5x-platinum-US][gold-UK][produced by Michael Beinhorn/Soundgarden]
Down on the UpsideSoundgarden06.19967[11]2[43]A&M 540 526[platinum-US][silver-UK][produced by Adam Kasper/Soundgarden]
A-SidesSoundgarden11.199790[1]63[11]A&M 540 833[silver-UK][produced by Michael Beinhorn, Drew Canulette, Terry Date, Jack Endino, Adam Kasper, Soundgarden]
TelephantasmSoundgarden10.201083[2]24[5]Polydor 2744216 [UK][platinum-US][produced by Michael Beinhorn, Drew Canulette, Terry Date, Jack Endino, Adam Kasper, Soundgarden]
Live on I-5Soundgarden04.2011130[1]47[1]A&M 15268[produced by Adam Kasper]
King AnimalSoundgarden11.201221[5]5[13]A&M 17717[produced by Adam Kasper/Soundgarden]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz