Kiedy w 1970 roku rozniosła się wieść, że słynna amerykańska grupa Vanilla Fudge rozpada się, Beck szybko złapał za telefon i skontaktował się z sekcją rytmiczną Vanilli, basistą Timem Bogertem i perkusistą Carmine’em Appice’em, proponując muzykom współpracę. Panowie umówili się na spotkanie i właśnie w drodze na nie gitarzysta uległ wypadkowi. Plany wzięły w łeb! Dla Becka zaczął się półtoraroczny okres rehabilitacji, zaś Bogert i Appice wkrótce założyli blues-rockowy Cactus. Kiedy jednak dwa lata później tak Cactus jak i Jeff Beck Group przestały istnieć, drogi muzyków skrzyżowały się ponownie. Fani wstrzymali oddech. Zapowiadało się super trio na miarę Cream i The Jimi Hendrix Experience. Studyjny album firmowany nazwiskami muzyków „Beck Bogert & Appice” ukazał się 26 marca 1973 roku wydany przez Epic Records.
Założenia były obiecujące: Jeff Beck chciał grać ciężej niż do tej pory i bardzo liczył na wsparcie najlepszej sekcji rytmicznej po tamtej stronie Atlantyku. Carmine Appice znany był ze swoich nieprzeciętnych umiejętności w grze na perkusji. Na korzyść Tima Bogerta działało to, że w naturalny dla siebie sposób potrafił wyłamać się ze schematów grania w sekcji i często grał na basie traktując go jak równoprawny instrument prowadzący. Obowiązki wokalne podzielili między siebie, choć muszę przyznać, że z tej trójki najmniej przekonuje mnie śpiew gitarzysty. Nie oszukujmy się – wokalistą Jeff Beck jest (delikatnie rzecz ujmując) średnim. Album to mieszanka różnych gatunków muzycznych. Jest tu i bluesa i hard rock i psychodelia i szczypta funku… Płytę otwierał nieco bluesujący, hardrockowy numer „Black Cat Moan” (przypominający stylistykę Cactus), w którym Jeff Beck czaruje w swoim stylu slide’owymi porywającymi zagrywkami. „Lady” przywołuje ducha Cream, głównie dzięki fenomenalniej grze duetu Bogert – Appice. Furiackie ataki perkusisty, oraz pulsująca i wyrafinowana partia basu są naprawdę pierwszej klasy! Na szczególną uwagę zasługuje najbardziej porywający utwór na tej płycie, czyli kompozycja „Superstition” którą w podzięce za pomoc przy nagrywaniu albumu „Talking Book” Stevie Wonder podarował Beckowi. Co prawda twórca dość szybko pożałował swej decyzji i autorską wersję umieścił niemal w ostatniej chwili na swoim albumie kilka miesięcy wcześniej, ale ta w wykonaniu tria BBA na szczęście okazała się istną hardrockową bombą! Niesamowicie chwytliwa, uzależniająca melodią i świetnym, wysokim wokalem basisty, który dobrze wpasował się w klimat utworu. Jeff Beck gra tu takie elektryzujące riffy, że trudno usiedzieć na miejscu. A gdy siedzę w fotelu, wstać mi jeszcze trudniej, albowiem Carmine Appice wbija mnie w niego swoją potężną baterią bębnów. Oj, rękę to on miał ciężką! Niewielu perkusistów w tym czasie potrafiło z taką mocą okładać bębny jak Appice. Robi to zresztą doskonale do dziś – wystarczy posłuchać współczesną, kapitalnie zagraną wersję „Zabobonu” w wykonaniu tria Bonamassa Bogert & Appice, która krąży po internetowym świecie na YouTube.
Po wydaniu płyty trio ruszyło w trasę i w rezultacie w maju 1973 roku w Osace nagrało koncertowy materiał, który wyszedł w październiku. Dostępny wówczas tylko w Japonii, dwupłytowy album „Live” ukazał grupę w świetle w jakim chcieli ją widzieć fani rocka - grającą improwizowaną, bluesującą i ciężką muzykę w starym klasycznym stylu. I choć oba albumy sprzedawały się przyzwoicie, to dla Jeffa Becka było to za mało. Gitarzysta był bardzo rozczarowany - marzył o sukcesie na miarę Led Zeppelin, czy Cream. Niestety skład BBA choć mocny, aż takiego potencjału nie miał. Studyjnej płycie bliżej było do (znakomitych przecież) krążków „Truth” i „Rough And Ready” The Jeff Beck Group. Myślę, że z wielką pokorą lider powinien był przyjąć do wiadomości fakt, że to był rok 1973, a 1969 minął - niestety - bezpowrotnie…
Po powrocie do domu muzycy rozpoczęli nagrywanie drugiej (studyjnej) płyty, lecz prace w studio szły opornie. Na dodatek do głosu doszły osobiste animozje, pretensje, pomówienia. Wzajemna niechęć osiągnęła apogeum na jednym z londyńskich koncertów, gdzie doszło do przepychanek i szarpaniny pomiędzy gitarzystą a basistą. Jasnym było, że krótka historia BBA wkrótce się zakończy. Humorzasty i konfliktowy Jeff Beck ostatecznie rozwiązał zespół w maju 1974 roku, zaś prawie ukończona druga płyta tria nigdy nie ujrzała światła dziennego. Szkoda. Ale takie były uroki tamtych muzycznych czasów. Czasów, gdzie wszyscy się znali, bywali na swoich koncertach, polecali nawzajem, czasem się pokłócili. Tak powstawały i rozpadały się wielkie i mniej znane zespoły. Dobrze, że pozostawiły po sobie tak dobre płyty jak ta, którą polecam z pełną odpowiedzialnością!
Albumy | ||||||
Tytuł | Wykonawca | Data wydania | UK | US | Wytwórnia [UK] |
Komentarz |
Beck, Bogert & Appice | Beck, Bogert & Appice | 04.1973 | 28[3] | 12[27] | Epic EPC 65455 | [gold-US][produced by Don Nix, Beck, Bogert & Appice] |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz