Web Analytics Z archiwum...rocka : Soundtrack:Escape From L.A.

sobota, 25 czerwca 2016

Soundtrack:Escape From L.A.

Soundtrack: Escape from L.A.     Data premiery:9.08.1996r 


Muzyka: John Carpenter,Shirley Walker
Reżyseria:John Carpenter
Obsada:Kurt Russell,Stacy Keach,Steve Buscemi,Peter Fonda

 Numer katalogowy:Lava 92 714

 "Dawn" – Stabbing Westward
    "Sweat" – Tool
    "The One" – White Zombie
    "Cut Me Out" – Toadies
    "Pottery" – Butthole Surfers
    "10 Seconds Down" – Sugar Ray
    "Blame (L.A) Remix" – Gravity Kills
    "Professional Widow" – Tori Amos
    "Paisley" – Ministry
    "Fire in the Hole" – Orange 9mm
    "Escape from the Prison Planet" – Clutch
    "Et Tu Brute?" – CIV
    "Foot on the Gas" – Sexpod
    "Can't Even Breathe" – Deftones

US Album Chart:80[6]
UK Album Chart: -
 Awards: -

Idea kontynuacji Ucieczki z Nowego Jorku pojawiła się już połowie lat 80-ych. Reżyser John Carpenter oraz gwiazda oryginału Kurt Russell na sequel zdecydowali się jednak dopiero po ponad dekadzie, przygotowując odpowiedni dla siebie scenariusz oraz inspirując się miejskimi zamieszkami w Los Angeles z 1992 roku. Wreszcie w 1996 roku premierę miała Ucieczka z Los Angeles, która jednak nie spotkała się ze zbyt entuzjastycznym przyjęciem. Powody tegoż są dość jasne – wtórna fabuła, która jest praktycznie kalką historii z części pierwszej (zmienia się jedynie sceneria: z N.Y. na L.A.), rażące niedopracowaniem efekty wizualne czy też specyficzność kina Carpentera, który nigdy tak naprawdę nie był ulubieńcem mas.
 Mimo tego, iż film nie jest do końca udany, to z pewnością zachowuje klimat oryginału. Snake Plissken to nadal ta sama cyniczna postać, którą Carpenter nazywa „psychopatą”. Spotyka nas galeria kolorowych, wynaturzonych postaci a całości przyświeca anarchistyczny, niemal satyryczny wydźwięk, na czele ze znakomitym zakończeniem, które trudno sobie wyobrazić aby dziś „przeszło” przy całej politycznej poprawności panującej w Hollywood... Escape From L.A. ma do zaoferowania po prostu trochę więcej niż standardowe kino akcji/science-fiction, coś co mogło wyjść chyba tylko spod ręki Johna Carpentera. Oczywiście pewna w tym zasługa również muzyki, którą tym razem skomponował razem ze ś.p. Shirley Walker, z którą po raz pierwszy współpracował cztery lata wcześniej przy Pamiętnikach niewidzialnego człowieka.

Pierwsza Ucieczka była w swoim czasie w jakimś stopniu nowatorską oprawą elektroniczną, która do dziś cieszy się kultowym powodzeniem. Przy jej wersji z Los Angeles, cieszy fakt, iż Carpenter i Walker nie odcięli tylko kuponów, a w pewien sposób zdefiniowali na nowo brzmienie dla tego spóźnionego sequela. Naturalnie pozostajemy w obszarze brzmień elektronicznych, ale na dodatek mamy symfoniczną orkiestrę, elementy rockowe i ciekawe eksperymenty akustyczne, co razem tworzy dość barwną przestrzeń dźwiękową, nie mniej ciekawą niż eklektyzm części pierwszej. Ścieżkę otwiera naturalnie słynny temat główny z przygody nowojorskiej, tym razem jednak 'uaktualniony' o rockowy pazur, nowocześniejszą elektronikę oraz tempo, tworząc świetny prolog. Podobnie jak u poprzednika, jego użycie w dalszej części score'u jest dość marginalne – można go usłyszeć jeszcze tylko dwukrotnie (min. cytowany przez smyczki w Game Time). Nowa wersja tematu, nad którym pracowała Walker, bardzo przypadła do gustu Carpenterowi („Zawsze chciałem, żeby ten temat tak brzmiał”), który miał o kompozytorce bardzo wysokie mniemanie.

Zgodnie z sequelową zasadą, kompozytorskie duo stworzyło również dwa nowe tematy. Pierwszy z nich jest autorstwa Carpentera, kontynuuje jego ciągoty w kierunku rocka oraz bluesa i jest tematem dedykowanym jego bohaterowi. Dodatkowo, poprzez dorzucenie harmonijki (Snake Arrives), ta dość prosta acz przebojowa przygrywka wskazuje na powinowactwo z bohaterami westernów. Snake Plissken nie mógł chyba otrzymać stosowniejszego tematu... Znamienna jest również scena przywdziania przez głównego bohatera ubioru (Snake's Uniform), która poprzez kadrowanie i zastosowany przez Carpentera temat urasta niemal do miana kina superbohaterskiego. Tyle, że zamiast symfonicznych fanfar a la Batman mamy rock & blues, co pokazuje tylko jak Carpenter lubi łamać schematy. Choć nie do końca, bo w końcowej fazie ścieżki Walker przerabia go na modłę symfoniczną (z bardzo dobrym skutkiem). Temat ten zostanie w dużej mierze skopiowany dwa lata później w horrorze Wampiry. Druga muzyczna sygnaturka to dynamiczny motyw 'misji', którego Shirley Walker używa w dość konwencjonalnej, ale bardzo dobrej muzyce akcji z końcowej fazy albumu. Tam ścieżka jest najbardziej hollywoodzka (zadziorne trąbki w The Coliseum), acz nie ma mowy o sztampie. Często z orkiestrą zmiksowana jest luzacka elektronika czy też dynamiczna perkusja. Pani Walker potrafi pisać bardzo 'męską' muzykę akcji, czego dowiodła choćby w swoich ilustracjach z Flesha czy animacji o Batmanie i także w Escape From L.A. nie zawodzi.

Ciekawym rozwiązaniem jest użycie potężnych uderzeń kowadła, które w filmie odnoszą się do policyjnej, faszystowskiej wersji Stanów Zjednoczonych oraz ich prezydenta, dla których oczywiście ktoś taki jak Snake Plissken to wróg publiczny numer jeden. Ten efekt akustyczny (np. History of Los Angeles), jak wyjaśnia Walker miał być metaforą dla szczęku zamykanych, więziennych krat i został użyty z uwagi na to, że kompozytorka nie chciała korzystać z kliszy jaką w tym przypadku byłby np. werbel. Elektronika brzmi oczywiście nieco inaczej niż w oryginale, bardziej industrialnie a w utworach takich jak Submarine Launch przypomina nawet wczesnego Hansa Zimmera. Są też i momenty gorzej „słuchalne”- myślę tu głównie o syntetycznym underscorze ze środkowej części płyty jak i pewnych gwałtownych, surowych a nawet przesterowanych w wyrazie brzmieniach, które średnio spisują się jako oddzielny od filmu odsłuch. Element pastiszu a także grozy (syntetyczny chór) wkrada się w utworze Beverly Hills Surgeon, arabskie stylizacje usłyszymy w Sunset Blvd. Bazaar, natomiast zabawę z konwencją rocka, elektroniki a nawet funku (w stylu muzyki Erica Serry) w energetycznym Motorcycle Chase.

Jak widać, muzycznie jest tu co wybierać i zestawienie specyficznego, nieco uproszczonego języka muzycznego samouka Carpentera z doświadczeniem oraz muzyczną biegłością Walker dało interesujący efekt końcowy. Przedmiotem recenzji jest zremasterowane i rozszerzone wydanie La-La Land Records, które zawiera ponad 50 minut więcej muzycznego materiału niż pierwotne wydanie Milanu. Być może muzyki jest trochę za dużo (prawie bite 80 minut) i wydanie oryginalne jest lepsze pod kątem ogólnego zapoznania się z tą pracą, jednak wersja kompletna pozwala dużo lepiej zasmakować pracy duetu kompozytorów. Niebagatelne znaczenie ma również produkcja albumu oraz dynamiczny, potężny w momentach miks wersji zremasterowanej. 24-stronnicowa książeczka autorstwa Daniela Schweigera wchodzi w szczegóły powstawania tej ilustracji jak i okraszona jest licznymi wypowiedziami Walker oraz Carpentera. Znajdziemy tylko jeden utwór bonusowy, lecz nie byle jaki, bo sam bluesik od pana J.C. To bardzo udane wydanie, ciekawa i specyficzna muzyka filmowa, o której mało kto dziś pamięta, tym bardziej będąc w cieniu słynnego poprzednika. Moim zdaniem równie interesująca i kolorowa, choć nieco słabiej wypadająca w filmie, a jej przewagą nad Ucieczką z Nowego Jorku jest tym razem odbiór na albumie. Z pewnością obie Ucieczki są jednymi z ciekawszych i nieszablonowych osiągnięć amerykańskiej muzyki filmowej lat 80-ych i 90-ych.

Żródło:http://www.filmmusic.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz