Na cmentarz ciało zespołu odprowadzały miliony fanów na całym świecie. Dziś mogiła nie jest już świeża, a kwiaty z wieńców mocno przywiędły. Postanowiłam wybrać się na miejsce pochówku i sprawdzić co pozostało po tym fenomenalnym zespole - przegniłe truchło, czy doskonale zabalsamowane relikwie. Zapakowałam do plecaka kilof, saperkę i przy blasku księżyca wykopałam co trzeba. Odchyliłam wieko trumny i oczami wyobraźni przeniosłam się do roku 1982, kiedy to dwóch chłopaczków postanowiło założyć zespół.
Billy Gould ( ur. 23 kwietnia 1963 ) i Roddy Bottum ( ur. 1 lipca 1963 ), bo o nich mowa, zaczynali w Los Angeles na scenie punkrockowej pod koniec lat 70 - tych. Wkrótce obaj podjęli decyzję o przeprowadzce. Na nową siedzibę wybrali San Francisco, gdzie zamierzali kontynuować naukę w college'u. Z planów edukacyjnych niewiele im wyszło - nauka przegrała z muzyką. Zespół, na razie dwuosobowy, zamieszcza ogłoszenia w lokalnych gazetach próbując znaleźć perkusistę i gitarzystę. Spośród muzyków, którzy odpowiedzieli, Bordin i Gould wybierają specjalistę od rytmów afrykańskich - Mike'a Bordina ( ur. 27 listopada 1962 ) do "obsługiwania" perkusji. Gitarzystę werbują z lokalnej grupy Vicious Hatred. Nazywa się Jim Martin ( ur. 21 lipca 1961 ), a jego kolegą z zespołu był przyszły basista Metalliki - Cliff Burton ( to on polecił Gouldowi Martina ) Panowie przybrali nazwę Faith No More. Jedyne czego im brakowało to wokalisty. Niby nic ważnego, ale... Radzili sobie z tym problemem, jak umieli, a sprowadzało się to do ... wyciągania ochotników z widowni ( plotka głosi, że pewnego wieczora zaśpiewała z nimi, wówczas nieznana, Courtney Love ). Śpiewać mógł każdy, kto znał repertuar. Wśród "wolontariuszy" znalazł się także niejaki Chuck Mosely, który stał się wkrótce członkiem zespołu i pierwszym jego wokalistą.
W 1984 roku zespołowi udało się podpisać pierwszy kontrakt z małą, niezależną wytwórnią Mordam. Za niewielkie pieniądze nagrali debiutancki album - "We Care A Lot", który, jak twierdzą muzycy, miał być trashowo - funkową odpowiedzią na słodki hit "We Are The World ". Produkcja była do tego stopnia niezależna, że początkowo była osiągalna tylko w Kalifornii. Nie było im łatwo. Grali w podrzędnych klubikach, podróżowali ciasną ciężarówką, niedosypiali i niedojadali. Jak wieść niesie momentem kulminacyjnym stała się przygoda Martina ze szczurem - pewnej nocy obudził się, gdy poczuł jak wielki gryzoń wyjada mu resztki jedzenia z brody. Wyrzeczenia opłaciły się jednak. Nagrania spodobały się w radiostacjach studenckich, które wobec braku środków w wytwórni przejęły promocję płytki. Z zadania wywiązały się tak znakomicie, że zespołem zainteresowała się "odnoga" Warner Bros. - Slash Records. Nowy kontrakt pozwolił grupie na nagranie drugiej płyty. Nosiła tytuł "Introduce Yourself" i była szczególną mieszanką ciężkiego metalu i rapu. FNM wyrusza na trasę, gdzie gra wspólnie z Red Hot Chilli Peppers. Mimo dobrej promocji, licznych koncertów i przychylności krytyki album nie odnosi sukcesu, a w samym zespole zaczynają narastać konflikty. Szczególnie we znaki daje się wszystkim Mosely. On jeszcze o tym nie wie, ale jego dni w zespole są policzone. Podczas europejskiej części trasy doszło do karczemnej awantury, która stała się pretekstem do zwolnienia Chucka. W oficjalnym oświadczeniu podano, że powodem było "nieodpowiedzialne zachowanie". Nieoficjalnie mówiono, że tak naprawdę do rozdźwięków doprowadziło nadużywanie przez Mosely'ego narkotyków i alkoholu. Faith No More wrócili do punktu wyjścia - znów musieli rozpocząć poszukiwania wokalisty. Czuwała nad nimi Opatrzność.
Muzycy trafili na koncert bardzo nowatorsko podchodzącej do muzyki grupy Mr Bungle. Tam poznali jej żywiołowego frontmana - Mike'a Pattona ( ur. 27 stycznia 1968 ), który wręczył im demo swojej kapeli. Demo zostało odsłuchane, a członkowie FNM wbici w fotele. Nie mieli żadnych wątpliwości - znaleźli nowego wokalistę. Patton został zaangażowany i zachęcony do napisania tekstów na właśnie powstający, trzeci z kolei, album zespołu. Nie miał żadnego problemu z tym, niełatwym przecież, zadaniem. Zaskoczył wszystkich nie tylko umiejętnościami wokalnymi, ale także łatwością z jaką dokonywał metamorfoz. Raz mógł być drapieżny, za chwilę łagodny jak baranek.
W lutym 1989 roku na producenta płyty wybrany zostaje Matt Wallace, który ma pomóc grupie dokonać ostatniego szlifu prawie ukończonego już materiału. W czerwcu grupa daje pierwszy koncert z nowym wokalistą. Przedpremierowo prezentuje tam kawałki z wydanego miesiąc później krążka "The Real Thing". W utworze "War Pigs " do FNM dołączają na scenie Slash i Duff z Guns'n'Roses. Dla zespołu nadchodzą lepsze dni.
"The Real Thing" przynosi im ciężko wypracowany i długo oczekiwany sukces zarówno artystyczny, jak i komercyjny. Nie żeby na tym im tylko zależało, ale każde dziecko wie, że jeśli ktoś nagrywa płytę, to nie po to by tylko samemu jej słuchać. Płyta sprzedała się w ponad dwumilionowym nakładzie i dotarła do 11 - tego miejsca na liście bestsellerów. Za sukces w dużej mierze odpowiedzialny był doskonały singiel "Epic", który już w momencie wydania uznawany był za tzw. klasyka. Na tym albumie mieliśmy wszystko, co dla FNM najbardziej charakterystyczne : ostre rockowe riffy, klimaty funkowe i oczywiście genialny wokal Pattona, którego pozycja jako jednego z najwszechstronniejszych wokalistów zaczynała się umacniać. Zespół ponownie ruszył w trasę. Zaczął tradycyjnie od Stanów, potem przeniósł się do Europy, znów powrócił do ojczyzny, by wspomóc na koncertach Metallicę i ponownie skoczył do Europy. I tak przez prawie trzy lata. W tym czasie grali wspólnie z Soundgarden, Voivoid, Billy Idolem, Robertem Plantem. Na koncertach Patton zaskakuje wszystkich przebraniami, a zespół graniem coverów Madonny ( "Vogue" ), New Kids On The Block, czy bardzo popularnego "Easy" The Commodores, który stał się częścią jednej z płyt FNM. Otrzymują też nominację do nagrody Grammy. Trasa zostaje udokumentowana filmem video "Live At The Brixton Academy". Mike Patton między koncertami znajduje jeszcze czas na nagranie debiutanckiej płyty ze swoim macierzystym zespołem Mr Bungle. Zespół nagrywa także utwór na ścieżkę dźwiękową do filmu "Wielka podróż Billa i Teda". O nowym materiale nic jednak nie słychać, a sam Patton na pytania dziennikarzy odpowiada : "To brzmi cynicznie i gorzko, ale życie wielu ludzi, w tym nasze, stałoby się o wiele prostsze, gdybyśmy nagrali po prostu ostatni album jeszcze raz."
Wreszcie w czerwcu 1992 roku pojawia się singiel promujący nowe wydawnictwo - "Midlife Crisis". Fani zacierają ręce, bo jeszcze w tym samym miesiącu ukazuje się płyta "Angel Dust", bodaj największe dokonanie tego zespołu. Pierwotnie album miał nosić tytuł "Crack Hitler", ale znajomi szybko wybili im ten pomysł z głowy. Generalnie, tworzenie "Angel Dust" przebiegało w trudnej atmosferze. Zespół był wyczerpany długą trasą. Trudy koncertowania najbardziej odczuł Mike Patton. W dodatku wytwórnia zaczęła naciskać na zespół, by przyspieszył pracę. Jedynym wyjściem z sytuacji było zupełne "wyluzowanie" i niezważanie na jakąkolwiek presję. W rezultacie powstało dzieło, które wprawiło wytwórnię muzyczną w konsternację ( nazwane zostało "komercyjnym samobójstwem" ) a słuchaczy w zachwyt. Jak powiedział Roddy Bottum :
"Jeśli wytwórni nie podobają się twoje płyty, to znaczy, że zrobiłeś coś wartościowego ". Nie da się ukryć, że taka właśnie okazała się ta płyta. Dla wszystkich była wyzwaniem - i dla zespołu, który musiał pokonać sporo trudności, by ją nagrać i dla fanów, którzy musieli zaakceptować eksperymenty FNM. Nie było mowy o nagraniu drugiego "The Real Thing" i mimo, że "Angel Dust" sprzedawała się znacznie gorzej, biła poprzedniczkę na głowę. Nie było tam ani jednego słabego utworu. To jeden z tych obowiązkowych albumów, które każdy powinien mieć w swojej kolekcji. Mnie najbardziej zawsze zachwycał utwór "RV", opowiedziana pół żartem pół serio historia ojca, który ma powyżej uszu swojej niewdzięcznej rodzinki i w końcu wiesza się na prysznicu. Słysząc "zmęczoną" melorecytację Pattona przed oczami stawał gruby, spocony Amerykanin w poplamionym podkoszulku, z puszką ciepłego piwa w ręce. Takich smaczków znaleźć tam można setki. Wysmakowany styl i klimat sugerują, że zespół był już w pełni świadomy swoich możliwości. Prawdą jest także, że zaoferowali materiał znacznie przystępniejszy, a to doprowadziło do zarzutów o "komercjalizację". Taki już smutny los popularnych zespołów rockowych. Na tym albumie nie ma potencjalnych hitów, ale jest za to cała armia "perełek", a wśród nich "Midlife Crisis", "Easy", "Everything Ruined", czy "Small Victory". Faith No More wyrusza w kolejną trasę, która znów trwa prawie trzy lata. W tym czasie jedyne przedsięwzięcie studyjne to cover Kiss "Calling Doctor Love" na płytę w hołdzie grupie Kiss "Kiss My Ass".
W styczniu 1994 roku na odejście decyduje się Jim Martin. Jako powód podaje kompletne wyczerpanie fizyczne, psychiczne i artystyczne. "Po powrocie do domu z trasy poczułem się zupełnie pusty. Czułem, że nie mam nic więcej do powiedzenia" - powiedział Martin. Bardzo zmęczeni panowie przystępują do nagrania nowej płyty. W studio Martina zastępuje Trey Spruance z Mr Bungle. Nagrywa wszystkie partie gitarowe, jednak nie wchodzi na stałe do składu zespołu. Oficjalnie nowym gitarzystą zostaje Dean Menta. Nowy materiał jest gotowy i do sklepów trafia w marcu 1995 roku jako "King For A Day, Fool For A Lifetime". Tytuł zapewne odnosił się trochę do frustracji muzyków związanej z muzycznym businessem, w którym jednego dnia kreowany byłeś na boga, a drugiego już nikt o tobie nie pamiętał. Stawałeś się tytułowym głupcem, który uwierzył, że będzie podziwiany przez tłumy do końca swoich dni. Gdybym miała użyć jednego słowa na scharakteryzowanie tej płyty, to myślę, że "eklektyzm" najlepiej by tu pasował. Obok bardzo ostrych fragmentów, jak "Gentle Art Of Making Enemies" znalazł się bardzo nastrojowy "Evidence", który wielu fanów zespołu przyprawił o lekką apopleksję. Nawet nie próbuję wymienić wszystkich zauważalnych wpływów, bo nie starczyłoby miejsca. To album, na którym jest dużo wszystkiego. Do dziś zastanawiam się, czy jest to jego wadą, czy zaletą. Nie muszę chyba wspominać nawet, że zaraz po wydaniu płyty zespół ruszył w trasę ? Tym razem nie była ona już tak wyczerpująca jak dwie poprzednie i członkowie FNM mieli więcej czasu dla siebie. W 1995 roku Patton ponownie wszedł do studia z Mr Bungle i w październiku pojawił się drugi album tej formacji "Disco Volante". Bottum zakłada własny projekt - Imperial Teens, który w maju 1996 roku wydaje płytę "Seasick". Gould natomiast zaczyna rozkręcać swoją wytwórnię płytową.
Współpraca z Mentą nie układała się najlepiej i dość szybko zastąpił go Jon Hudson. To z nim właśnie FNM nagrali swoją ostatnią płytę nieskromnie nazwaną "Album Of The Year", która ukazała się w 1997 roku. Była dużo lepsza od swojej poprzedniczki. I tu także było sporo charakterystycznego eklektyzmu i kontrastów, jednak nie raził on już tak bardzo, a całość sprawiała wrażenie lepiej przemyślanej i bardziej dopracowanej. Do singli nakręcono doskonałe teledyski i znów ruszyła machina koncertowa, która zawitała i do naszego kraju, a konkretnie do katowickiego Spodka. Dało się wyczuć, że w zespole coś się zmienia. To wyraźne uspokojenie muzyczne, te garnitury. Ot, kolejny zespół o pewnej pozycji w muzycznym świecie, który już nie musi szokować i wyraźnie z tego korzysta. Nie mam bynajmniej na myśli jakiegoś konformizmu muzycznego, ale raczej pewien rodzaj dojrzałości, który nabywa się z wiekiem. Nikt chyba się jednak nie spodziewał, jak kiepskim żartem nas wkrótce uraczą.
21 kwietnia 1998 roku pojawiło się oświadczenie następującej treści : "Po piętnastu długich i owocnych latach Faith No More zdecydowali się położyć kres spekulacjom na temat bliskiego rozpadu zespołu poprzez...rozpad. To wspólna decyzja muzyków, nie będzie wytykania palcami, rzucania nazwiskami, poza stwierdzeniem - do archiwów - że "zaczął Puff y". Rozstanie pozwoli każdemu z członków bez przeszkód kontynuować indywidualne projekty..." Tak oto indywidualizm członków, który był siłą napędową zespołu przyczynił się do jego upadku. O ile zespoły takie jak Bon Jovi zawsze przypominały trochę stateczne małżeństwo z rozsądku, to Faith No More można porównać raczej do ognistego romansu żonatego hiszpańskiego torreadora z namiętną meksykańską kelnerką - bywało bardzo przyjemnie, ale nierzadko latały też noże.
Członkowie FNM faktycznie zabrali się za swoje projekty solowe. Rody Bottum komponuje muzykę filmową. Billy Gould kieruje firmą fonograficzną, okazyjnie gra z formacją Brujeria i zadbał o wydanie płyty z największymi przebojami FNM "Who Cares A Lot ?". Najbardziej aktywny z całej piątki okazał się oczywiście Patton, który nagrał kolejny album z Mr Bungle "California" ( ten w przeciwieństwie do pozostałych nawet nadaje się do posłuchania przez zwykłego człowieka ). Założył także formację Fantomas ( w tym roku ukaże się kolejna ich płyta pt. "Director's Cut "; nie podejmuję się opisywać muzyki tego zespołu; każdy musi doświadczyć tego na własnej skórze; silne emocje gwarantowane ). Poza tym nagrał dwie płyty solowe "Adult Theme For Voice" oraz "Pranzo Oltranzista" ( jeśli ktoś kiedyś słyszał pierwsze płyty Mr Bungle lub Fantomasa, to zapewniam, że nie są nawet w połowie tak eksperymentalne jak dokonania solowe Mr Pattona ). Jeśli komuś jest mało to spieszę donieść, że Mike szykuje projekt muzyczny wraz z 3D ( Massive Attack ) oraz Liamem Howlettem ( mózg The Prodigy ), a także ma zagrać w dwóch filmach : "Amnesia" oraz "Firecracker", gdzie zagra u boku samego Denisa Hoppera. Ah, prawie zapomniałam, jeszcze w tym roku światło dzienne ujrzy płyta Peeping Tom ( tak, tak, tam też śpiewa Mike Patton ), którą produkuje najbardziej rozchwytywany DJ w Europie - Dan The Automator ( m.in. Gorillaz ). Uffff. Robi wrażenie.
Nie powiem wam, co znalazłam w trumnie z ciałem tego szacownego zespołu. Każdy sam musi zdecydować, czy dla niego Faith No More umarł wraz z wydaniem oficjalnego oświadczenia, czy też będzie wiecznie żył w jakimś muzycznym Raju. Nam, miłośnikom ich talentu i twórczości, pozostaje tylko nadzieja na ich zmartwychwstanie. 2000 lat temu się udało. Może i my będziemy mieć szczęście.
Single | ||||||
Tytuł | Wykonawca | Data wydania | UK | US | Wytwórnia [UK] |
Komentarz |
We care a lot/Spirit | Faith No More | 01.1988 | 53[4] | - | Slash LASH 17 | [written by Billy Gould,Roddy Bottum,Chuck Mosley][produced by Matt Wallace, Steve Berlin, Faith No More] |
From out of nowhere/Cowboy song | Faith No More | 08.1989 | 23[6] | - | Slash LASH 19 | [written by Billy Gould, Roddy Bottum,Mike Patton][produced by Matt Wallace] |
Epic /War pigs [live] | Faith No More | 01.1990 | 25[9] | 9[21] | Slash LASH 21 | [gold-US][written by Billy Gould, Roddy Bottum,Mike Patton,Jim Martin,Mike Bordin][produced by Matt Wallace] |
Falling to pieces/We care a lot [live] | Faith No More | 07.1990 | 41[3] | 92[3] | Slash LASHP 25 | [written by Billy Gould, Roddy Bottum,"Big" Jim Martin,Mike Patton][produced by Matt Wallace] |
Midlife crisis/Jizzlober/Crack Hitler | Faith No More | 05.1992 | 10[5] | - | Slash LASH 37 | [written by Billy Gould, Roddy Bottum,Mike Bordin,Mike Patton][produced by Matt Wallace] |
A small victory/Let' s LynchThe Landlord | Faith No More | 08.1992 | 29[5] | - | Slash LASH 39 | [written by Billy Gould, Roddy Bottum,Mike Bordin,Mike Patton][produced by Matt Wallace] |
A small victory [remix]/R-evolution 23/Sundown | Faith No More | 09.1992 | 55[1] | - | Slash LASHX 40 | [written by Billy Gould, Roddy Bottum,Mike Bordin,Mike Patton][produced by Matt Wallace] |
Everything' s ruined/Midlife crisis [live] | Faith No More | 11.1992 | 28[3] | - | Slash LASH 43 | [written by Billy Gould, Roddy Bottum,Mike Patton][produced by Matt Wallace] |
I' m easy/Be agressive US B side:Das schutenfest | Faith No More | 12.1992 | 3[8] | 58[8] | Slash LASH 44 | [written by Lionel Richie][produced by Matt Wallace,Faith No More] |
Another body murdered/Just Another Victim | Faith no more & Boo-yaa Tribe | 10.1993 | 26[4] | - | Epic 6597942 | [written by Billy Gould, Boo-Yaa T.R.I.B.E., Mike Bordin, Mike Patton, Roddy Bottum][produced by Ghetto Guerillas,Boo-Yaa T.R.I.B.E.,Faith No More][piosenka z filmu "Judgement night" |
Digging the grave/Ugly in the morning | Faith No More | 02.1995 | 16[9] | - | Slash LASH 51 | [written by Mike Patton, Trey Spruance, Billy Gould][produced by Andy Wallace, Faith No More] |
Ricochet /Spanish eyes | Faith No More | 05.1995 | 27[11] | - | Slash LASCS 53 | [written by Mike Patton, Mike Bordin, Billy Gould][produced by Andy Wallace] |
Evidence /Easy [live] | Faith No More | 07.1995 | 32[6] | - | Slash LASCS 54 | [written by Mike Patton, Mike Bordin, Billy Gould,Trey Spruance][produced by Andy Wallace, Faith No More] |
Ashes to ashes/Light up and let go/Collision | Faith No More | 05.1997 | 15[6] | - | Slash LASCD 61 | [written by Mike Patton, Mike Bordin, Billy Gould,Roddy Bottum,Jon Hudson][produced by Roli Mosimann,Billy Gould] |
Last cup of sorrow | Faith No More | 08.1997 | 51[3] | - | Slash LASCD 62 | [written by Mike Patton,Billy Gould][produced by Roli Mosimann,Billy Gould] |
This town ain' t big enough for the both of us | Sparks feat Faith No More | 12.1997 | 40[5] | - | Roadrunner RR 22513 | [written by Ron Mael] |
Ashes to ashes/Last cup of sorrow | Faith No More | 01.1998 | 15[11] | - | Slash LASCD 63 | [written by Jon Hudson, Mike Patton, Mike Bordin, Billy Gould, Roddy Bottum][produced by Roli Mosimann, Billy Gould] |
I started a joke/The world is yours/Theme from the Midnight Cowboy | Faith No More | 09.1998 | 49[5] | - | Slash LASCX 65 | [written by Barry, Robin & Maurice Gibb][produced by Dean Menta,Billy Gould][oryginalnie nagrana przez Bee Gees] |
Albumy | ||||||
Tytuł | Wykonawca | Data wydania | UK | US | Wytwórnia [UK] |
Komentarz |
The real thing | Faith No More | 07.1989 | 30[35] | 11[60] | Slash 8281541 | [platinium][silver-UK][produced by Matt Wallace,Faith No More] |
Live at Brixton Academy | Faith No More | 02.1991 | 20[4] | - | Slash 8282381 | [produced by Jessica Barford] |
Angel dust | Faith No More | 06.1992 | 2[25] | 10[19] | Slash 8283212 | [gold][silver-UK][produced by Matt Wallace,Faith No More] |
King for a day-Fool for a life time | Faith No More | 03.1995 | 5[17] | 31[8] | Slash 8285602 | [gold-UK][produced by Matt Wallace] |
Album of the year | Faith No More | 06.1997 | 7[12] | 41[8] | Slash 8289012 | [produced by Roli Mosimann, Billy Gould] |
Who cares a lot?-The Greatest Hits | Faith No More | 11.1998 | 37[5] | - | Slash 5560572 | [silver-UK][produced by Matt Wallace, Steve Berlin, Andy Wallace, Roli Mosimann, Billy Gould, Faith No More] |
The Very Best Definitive Ultimate Greatest Hits Collection | Faith No More | 06.2009 | 128[3] | - | Rhino 5186544012 | - |
Sol Invictus | Faith No More | 05.2015 | 6[4] | - | Reclamation Recordings RRIPC 002 | [produced by Billy Gould] |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz