Wydali dwie płyty za którymi szaleją Japonia i brytyjska prasa muzyczna. Zagrali kilkaset koncertów, w zgodnej opinii znakomitych. Są w pierwszej lidze nowej rockowej rewolucji. I wreszcie w naszych sklepach muzycznych. "Właśnie - ze sporym poślizgiem - ukazała się w Polsce ich druga płyta.
Kochamy muzykę i jesteśmy szczęściarzami, bo robimy to, co chcemy, co lubimy i w co wierzymy - szczerze wyznaje szóstka młodzieńców (średnia wieku wciąż niewiele ponad dwadzieścia) z The Cooper Temple Clause. Konkretnie: Ben Gautrey (wokalista, największy leń w zespole), Dan Fisher (gitarzysta, nigdy po sobie nie sprząta), Didz Hammond (basista, zbyt poirytowany przed koncertami), Jon Harper (perkusista, stanowczo za bardzo się poci), Kieran Mahon (klawiszowiec, wiecznie niezdecydowany) i Tom Bellamy (gitarzysta, co jego wyróżnia - to tajemnica).
Wszyscy w zespole od 1998 roku, w służbie muzyce o wiele dłużej (od dwunastego roku życia wszystkie pieniądze wydajemy na płyty). Idea założenia zespołu wzięła się z frustracji, która dopadła Bena i Toma. Chcieliśmy grać jak Nirvana, ale grunge umarł, britpop też i nie było niczego nowego i ciekawego. Ryliśmy zrozpaczeni tym co słyszeliśmy w radiu. Postanowiliśmy sami nagrać piosenki, jakie zawsze chcieliśmy słyszeć.Po kilku miesiącach do piętnastolatków dołączył Dan. Dla gitarowej przeciwwagi chłopcy potrzebowali klawiszowca i w ten sposób pozyskali Kierana, który miął wielki atut - zaskakująco kosztowny sprzęt. Potem dołączył Didz, a jako ostatni Jon. Wszyscy byli kumplami - chodzili do jednej szkoły, część z nich pracowała w tym samym supermarkecie. To co ich połączyło co muzyka. Co dziwne, raczej w formie biernej (słuchanie). Właściwie tylko Jon zajmował się graniem na poważnie, przygrywał na weselach (ale takich alternatywnych). Tom, Ben i Keiran uczyli się grać w szkole, ale nie była to imponująca edukacja, a Dań nie umie nawet czytać nut. Realista Didz początkowo podchodził do zespołu dość nieufnie, awaryjnie założył sobie, że jak nie wyjdzie, wraca na studia. Tymczasem, zamiast spodziewanej amatorszczyzny zaczęły wychodzić całkiem zgrabne kompozycje. Plan minimum zamienili na realne myśli o zaistnieniu na rynku. Co wymagało nazwy. Wymyślili dość oryginalną i mało medialną. Skąd się wzięła? Oficjalnej wersji zdarzeń nie ma. Ponoć najbliższa prawdy jest następująca bajeczka: przed pierwszym oficjalnym koncertem nie dopilnowali sprawy, a nazwa była niezbędna, by ich zapowiedzieć. Wiedzieli, że musi być długa, bo wtedy trendy było mieć krótką. The Cooper Temple Clause została na polu bitwy jako jedna z dwóch akceptowalnych opcji. Ponoć wzięła się stąd, ze mama Fishera wspomniała o cyrku The Cooper - Temple Circus. Ale sami muzycy nie maja pewności, czy czegoś nie pokręciła. Początki wspominają z niekłamaną nostalgią: za czasów naszego pierwszego koncertu baliśmy krótkowłosi, glupi i zupełnie nie mogliśmy odnaleźć się na scenie.
Intensywna działalność koncertowa pozwoliła w szybkim tempie nabrać ogłady i pewności siebie. Na tyle, by rozejrzeć się za wydawcą. Pierwsze zarejestrowane piosenki (Who Needs Enemies?, Let's Kill Music, Devil Walks In The Sand) wrzucili na płytę Crayon Demos (lipiec 2000). 120 kopii tylko dla mediów i promotorów. Trzy różne okładki zaprojektowane przez Bena i Toma po pijaku. Płyta dziś warta (minimum) 150 funciaków. Swoją drogą fani zespołu muszą mieć poważne środki, bo Cooperowych rarytasów się nazbierało. Choćby Way Out West, singel będący w posiadaniu 1500 szczęściarzy, którzy jako pierwsi dołączyli do listy mailingowej TCTC. Każda z tych płyt ma inną okładkę wykonaną własnoręcznie przez muzyków (ewentualnie jakieś polaroidowe zdjątko). Jest też płytka A.I.M. dołączona we wrześniu 2002 do "New Musical Express" jako prezent dla wszystkich tych, którzy sobie takiego wydawnictwa zażyczyli (początkowo na płycie miał się znaleźć remiks Panzer Attack dokonany przez Death In Vegas, ale ze współpracy nic nie wyszło). A.I.M. warto mieć w zbiorach ze względu na śliczną okładkę, za którą autor, Richie Andrews, zebrał kilka poważnych nagród. Zresztą, o Cooperowych wizualiach to można doktorat pisać. Wymyślili sobie spryciarze, że okładki i teledyski ich pierwszych dzieł będzie opowiadać jakąś historię. Konkretnie - historię fikcyjnej rodziny Tysonów. Trochę surrealizmu, trochę czarnego humoru, ..to wszystko jest raczej chore. Na okładce debiutanckiej płyty widać posiadłość Tysonów, oni sami pojawiają w trzech teledyskach, są też obecni na wydawnictwach singlowych. Wszystko cudne, wymuskane, takie jak na sielskich przedmieściach. Ale oczywiście z przymrużeniem oka. Okładka płyty ma zmusić do myślenia, ca chleje się za zamkniętymi drzwiami.
Obłudę i fałsz podstawowej komórki społecznej demaskowali przez całą promocję debiutanckiej płyty See This Through And Leave, która ukazała się po heroicznej walce o kontrakt.
Na Crayon Demos zareagowała tylko jedna z 20 wytwórni. Kontrakt z RCA podpisali w sierpniu 2000 (po dziewięciu miesiącach negocjacji!). Już na dzień dobry powiedzieliśmy im: "Nie chcemy zarabiać pieniędzy na muzyce". Ze współpracy muzycy byli zadowoleni od początku. Umożliwił nam to, o co walczyliśmy. Spokojny rok z koncertami i ogrywaniem materiału, a dopiero potem prace nad płytą. RCA poszła na jeszcze jedno ustępstwo - pozwoliła Cooperom założyć własny label, Morning Records. Po to, by zachować pełną kontrolę nad swoją muzyką i wizerunkiem. Im więcej robimy sami, tym lepiej. Chcemy, żeby wszystko było jak najbardziej osobiste, takie jak my. I gdy już zadomowili się w RCA, nagle odezwało się kilkanaście wytwórni, proponując kosmiczne warunki finansowe. Ale się nie ugięli. Za to posada alternatywnych pupilków trochę ich rozpuściła. Jak sami przyznają, nad debiutancką płytą pracowali trzy lata. Przede wszystkim koncertując i ogrywając zgromadzony materiał. Jak przyszło co do czego (czyli praca w studiu), okazało się, że "powinni" pojechać na trasę z Muse. Zostawili robotę w połowie, a jak wrócili to: Byliśmy już zupełnie innymi ludźmi. Nie mogliśmy się odnaleźć w już przygotowanych piosenkach. Do dziś nie mogą odżałować, że nie dopilnowali nagrywania płyty. Cholerni perfekcjoniści.
Pierwszym wydawnictwem TCTC, które trafiło na listy przebojów, był singel Let's Kill Music (wrzesień 2001,41. miejsce w Wielkiej Brytanii). O wiele lepiej poradził sobie jego następca, bezpośrednio zapowiadający płytę Film-Maker/ Been Training Dogs (styczeń 2002). Doszedł do dwudziestego miejsca. Myśleliśmy, ze to jakiś żart. Dopiero, gdy usłyszeliśmy to w radiu, uwierzyliśmy. Gdzieś pomiędzy obudziła się brytyjska prasa. To, że dzięki nim zmartwychwstało gitarowe granie, brzmi dumnie, to, że mają najlepsze fryzury nowej rockowej rewolucji, jest nawet zabawne. Ale bywało też przerażająco, gdy tekst opierał się na tezie, że to, co wyróżnia muzyków TCTC, to najpiękniejsze usta w branży. Albo gdy rozpracowywano tajniki dżinsowego retro szyku, jaki muzycy rzekomo reprezentują. Dopieszczeni, uspokojeni i zauważeni czekali na dzień próby. Premierę debiutanckiej płyty.
Wydana 11 lutego 2002 See This Through And Leave dostała skrajne recenzje. Największe bęcki zebrali w "Q", tylko dwie gwiazdki na pięć możliwych. Gazeta określiła płytę jako za bardzo krzykliwą i halaśliwą. O tym samym materiale "Mojo" napisał: To wyjątkowy debiut, wielka przygoda. "Independent" zawyrokował: Jeśli zignorują klasykę rocka, sami staną się klasyką. A "Guardian" stwierdził rzeczowo: Jest tu wielki potencjał. I chyba troszkę wbrew oczekiwaniom (rozkwitała nowa rockowa rewolucja...) płyta dotarła w Wielkiej Brytanii tylko do 27. miejsca osiągając ostatecznie nakład osiemdziesięciu tysięcy egzemplarzy. Słabą pozycję tłumaczono szaleńczym wysypem walentynkowych składanek. Na pocieszenie See This... zasłużyła sobie na tytuł Brytyjskiego Debiutu Roku ("Kerrang!"), a zespół doczekał się wymarzonej okładki w "New Musical Express" (wrzesień 2002).
Pierwsze sukcesy nie przewróciły im w głowie. Nie mamy żadnych megalomańskich zapędom; w stylu, kim my to nie jesteśmy. Noelom Gallagherowi zabrało kilka lat, nim zauważył, że Oasis nie są już najważniejszym zespołem świata. To smutne, nie chcielibyśmy nigdy czuć takiego ciśnienia, jakie oni mieli przy "Be Here Now". Po wydaniu See This... podarowali światu jeszcze jeden singel (Who Needs Enemies?, maj 2002) i fru na roczną trasę. Koncerty są ich znakiem firmowym. O podwyższonym stopniu ryzyka - kontuzje są na porządku dziennym i wśród muzyków, i wśród publiczności. Granie na żywo to coś, co oni kochają - w trasie są właściwie bez przerwy. Chcielibyśmy, by znowu było tak jak w latach siedemdziesiątych. Zespół wyrabiał sobie renomę koncertując po całym świecie, cały czas w drodze i zupełnie nie zalezał od tego, co się o nim wypisywało, a teraz... mnożą, się kolejne wielkie zespoły, w większości bezwartościowe. Z kim to oni już nie grali... Z New Order (lato 2002, ale muzycy nie przypadli im do gustu - byli zbyt zmanierowani), z The Rolling Stones (lato 2003, tak się przejęli, że pozapominali doku mentów i o mało nie spóźnili się na samolot) oraz z Limp Bizkit (wrzesień 2003). Jednak ich wymarzonym towarzystwem jest zestaw dEUS - Massive Attack - Pink Floyd.
Idealny koncert według TCTC - reakcja zespołu z publicznością., pasja, błysk geniuszu i pełne oddanie. Oczywiście co trasa to przygody - aresztowanie za posiadanie prochów w Norwegii, zgubienie autokaru i nocowanie na stacji benzynowej, spotkanie fana, który miał na wszystkich ubraniach powypisywane "Didz". A jak to jest z tym słynnym rock'n'rollowym życiem? W temacie demolowania pokoi hotelowych - grzecznie wynieśliśmy telewizor za drzwi. Taka nasza ironia.
Nagrywanie następcy znakomitego debiutu okazało się pouczającym doświadczeniem. Musieli się mocno skoncentrować, bo w trasie nie napisali nowych piosenek, a terminy nagliły. Gdy już znaleźli lokum, farmę w Reading (poprzednio rezydowały tam świnki), zabrali się do roboty. Przez dwa tygodnie nagrywali wszystko, co przychodziło im do głowy, uzbierało się tego tyle, że biedny Didz, który miał wstępnie obrobić materiał, lekko się podłamał. W końcu zostało 30 piosenek, a raczej pomysłów na piosenki. Co wtedy mówili? Pracując nad płytą, zachwycaliśmy się Coldplay, bo to wybitny zespół koncertowy, Magami i Beckiem. Najpierw zajęliśmy się melodiami, słowa zostawiliśmy na koniec. Jaka będzie ta płyta? Dziwna, pozytywna i głośna. Now piosenki są prawdopodobnie bardziej melodyjne. Ale ciągle nie znajdziecie tam schematu zwrotka - refren - zwrotka. Jest mniej wrogości w tych utworach, raczej skupiamy się na pisaniu o gniewie, frustracji - przede wszystkim skierowanej w stronę tych, których kochasz. Jesteśmy grubsi, starsi, mądrzejsi i bardziej zarośnięci, ale nie wiem, czy słychać to na nowej płycie.
Kick Up The Fire And Let The Flames Break Loose (promowana singlem Promises Promises) ukazała się 8 września 2003. Choć to tylko część prawdy. W Polsce premierę miała trzy miesiące później (co zespół odnotował na swojej oficjalnej stronie), w Stanach uderzenie planowane jest na luty 2004. Dostała bardzo dobre recenzje. Z poważnych periodyków pomarudziło jedynie "Mojo". Poza tym same superlatywy: W swej inteligencji, ambicji i agresji ,Kick Up The Fin..." jest dziełem geniuszu ("New Musical Express"), pierwszy wielki album new prog revolution ("Guardian"). Co ważne, zareagowała publiczność. Płyta dotarła do wysokiego 5. miejsca na brytyjskiej liście przebojów. Ciekawostka mieliby miejsce czwarte, gdyby sprzedali o marne 200 sztuk więcej. O tyle wyprzedziła ich Eva Cassidy. Ale co tam smutna pani. Oni już wtedy szaleli na koncertach. Nie byliby sobą, gdyby zostali w domu. Od września są w trasie. W lutym przemierzają Wielką Brytanię wspólnie z Black Rebel Motorcycle Club. W brytyjskiej prasie urosło to już do rangi koncertowego wydarzenia zimy. Zaraz potem jadą pokazać się w Stanach. No i muszą zahaczyć o Japonię. Tam mają fanatycznych wielbicieli.
Choć skromnie przywołują swoich ulubieńców, dEUs, i mówią: Kiedy trochę nam odbija mania wielkości, patrzymy na nich i myślimy sobie, jak długa przed nami droga do doskonałości, to czasem w zachodniej prasie powraca nieśmiałe pytanie - czemu, skoro udało się Radiohead, nie może udać się im? Może dlatego, że (tu fragment recenzji koncertu) The Cooper Temple Clause trzeba raczej porównywać do Alice In Chains i Nirvany niż do dzisiejszych indie-gwiazd. Bo dziś nikt nie gra tak mocno jak oni.
Single | ||||||
Tytuł | Wykonawca | Data wydania | UK | US | Wytwórnia [UK] |
Komentarz |
Let's kill music | Cooper Temple Clause | 09.2001 | 41[5] | - | Morning MORNING 9 | [written by Tom Bellamy,Daniel Fisher,Ben Gautrey,Jon Harper,Kieran Mahon,Didz Hammond][produced by Paul Corkett, Tom Bellamy and Dirty Sanchez] |
Film maker/Been training dogs | Cooper Temple Clause | 02.2002 | 20[4] | - | Morning MORNING 15 | [written by Tom Bellamy, Daniel Fisher, Ben Gautrey, Didz Hammond, Jon Harper, Kieran Mahon][produced by The Cooper Temple Clause] |
Who needs enemies | Cooper Temple Clause | 05.2002 | 22[4] | - | Morning MORNING 24 | [written by Burt Bacharach,Tom Bellamy,Hal David,Daniel Fisher,Ben Gautrey,Jon Harper,Kieran Mahon,Didz Hammond][produced by The Cooper Temple Clause] |
Promises promises | Cooper Temple Clause | 09.2003 | 19[6] | - | Morning MORNING 30 | [written by Tom Bellamy,Daniel Fisher,Ben Gautrey,Jon Harper,Kieran Mahon,Didz Hammond][produced by The Cooper Temple Clause and Dan Austin] |
Blind pilots | Cooper Temple Clause | 11.2003 | 37[4] | - | Morning MORNING 38 | [written by Tom Bellamy,Daniel Fisher,Ben Gautrey,Jon Harper,Kieran Mahon,Didz Hammond][produced by The Cooper Temple Clause and Dan Austin] |
Homo Sapiens | Cooper Temple Clause | 10.2006 | 36[4] | - | Sequel SEQXS 002 | [written by Tom Bellamy,Daniel Fisher,Ben Gautrey,Jon Harper,Kieran Mahon,Didz Hammond] |
Waiting Game | Cooper Temple Clause | 01.2007 | 41[3] | - | Sequel SEQXD 004 | |
Head EP: Sleeping In A Different Room / Head / Zoology / Theme From Mayhem / Head | Cooper Temple Clause | 04.2007 | 183[1] | - | Sequel |
Albumy | ||||||
Tytuł | Wykonawca | Data wydania | UK | US | Wytwórnia [US] |
Komentarz |
See this through and leave | Cooper Temple Clause | 02.2002 | 27[13] | - | Morning MORNING 18 | [produced by Paul Corkett] |
Kick up the fire and let the flames break loose | Cooper Temple Clause | 09.2003 | 5[4] | - | Morning MORNING 33 | [produced by Dan Austin, The Cooper Temple Clause] |
Make This Your Own | Cooper Temple Clause | 02.2007 | 33[2] | - | Sequel SEQCD 001 | [produced by Dan Austin, The Cooper Temple Clause] |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz